O tym, że powstaje nowa ustawa, której celem jest zdecydowana walka z palaczami, opinia publiczna dowiedziała się w środę. Jak można się było spodziewać, wiadomość wywołała lawinę komentarzy. Zdecydowane poparcie dla restrykcji wobec palaczy wyraziły organizacje zdrowotne, lekarze-onkolodzy, a także rząd. Projekt jeszcze we wrześniu ma być przekazany do sejmowej Komisji Zdrowia oraz Polityki Społecznej i Rodziny. Także większość użytkowników portalu INTERIA.PL uznała pomysł za bardzo dobry: "Człowiek nowoczesny nie pali, niech palacze założą sobie rezerwaty", "Brawo! Oby jak najprędzej wprowadzić ten przepis", "Jestem za, koniec z podtruwaniem!" - to tylko niektóre z opinii internautów. A co dokładnie ma się zmienić? Tylko w hermetycznie zamkniętych pomieszczeniach Zakaz palenia ma zostać wprowadzony w miejscach publicznych. Trzeba będzie zapomnieć o miłym wieczorku z papieroskiem i piwem w pubie czy restauracji. Przepis ma także obowiązywać w zakładach pracy i na klatkach schodowych. Nie będzie można palić również w trakcie podróży. W pociągach już nie będzie do wyboru wagonów dla palaczy, a kierowcy, którzy podróżują z innymi pasażerami, też będą musieli zapomnieć o "dymku". Co więc pozostanie tym, którzy mimo wszystko nie zdecydują się zerwać z nałogiem? Palić będą mogli jedynie w szczelnie odizolowanych od reszty budynku palarniach. Czy to wszystko konieczne? Zdecydowanie tak, bo ilość zachorowań na raka płuc gwałtownie rośnie. Ponadto, co czwarta paląca osoba umiera przedwcześnie w wieku 35-69 lat, tracąc w ten sposób 20-25 lat życia. Nałogowi palacze są też pięć razy bardziej narażeni na śmierć z powodu chorób układu krążenia niż niepalący. Jak wynika z danych Centrum Onkologii w Warszawie, największą plagą zachorowań na raka płuc są dotknięte Mazury i Wybrzeże. Tam, na 100 tys. mieszkańców, 223 osoby umierają właśnie z tego powodu. To właśnie mieszkańcy północnej części kraju wypalają najwięcej papierosów w Polsce. Dzięki temu nasz kraj znajduje się w europejskiej czołówce zachorowań na raka płuc. A jak jest na świecie? Pomysł Polaków to nie żadne odkrycie. Podobne przepisy obowiązują już między innymi w Hiszpanii, Irlandii czy Wielkiej Brytanii i jak wynika z badań, przynoszą one wymierne rezultaty. Przykładem może być też Kalifornia, gdzie zakaz palenia w miejscach publicznych obowiązuje od 1998 r. Od tego czasu wskaźnik zachorowań na raka płuc spada tam sześć razy szybciej niż w innych stanach, gdzie takie przepisy nie obowiązują. Z kolei w Irlandii, gdzie zakaz palenia obowiązuje od marca 2004 roku, w ciągu pierwszego półrocza po wprowadzeniu przepisów sprzedaż wyrobów tytoniowych spadła o 16 proc., a palenie rzuciło ponad 7 tys. osób. Poznań już próbuje Walka z "dymiącym problemem" także w Polsce toczy się już od dawna. Władze niektórych miast, na własną rękę podjęły walkę z palaczami. Są w końcu restauracje tylko dla niepalących, choć trzeba przyznać, że jest ich zdecydowanie mniej niż tych, gdzie można palić. Natomiast niepalący mieszkańcy jednego z poznańskich osiedli przegłosowali przepis, który zabrania mieszkańcom palić na balkonach. Pomysł dobry, tylko gorzej jest z egzekwowaniem. Osiedlowi palacze twierdzą, że to ich prywatny teren i mogą sobie tam robić, co chcą, Niepalący argumentują, że dym wdziera się im do mieszkań, co im przeszkadza. Administratorzy osiedla planują do pomocy wezwać strażników miejskich, ale jednocześnie przyznają, że przepis najprawdopodobniej pozostanie martwy. Może zmieni się to po wprowadzeniu w życie nowych przepisów? Burza wokół planowanych zakazów dla palaczy pewnie szybko się nie skończy, bo temat wywołuje sporo kontrowersji. Inicjatorzy wprowadzenia nowych przepisów mają nadzieję, że chociaż część palących ze względu na czekające ich utrudnienia zerwie z nałogiem. W końcu stawka jest ogromna - zdrowie i życie.