Zgodnie z zapowiedziami rosyjski Gazprom we wtorek ok. godz. 8.00 czasu polskiego (godz. 10.00 czasu moskiewskiego) polecił wznowić dostawy. Jednak w kilka godzin po odkręceniu kurków Gazprom oświadczył, że Ukraina zablokowała wszystkie działania związane z tranzytem. Szef koncernu Aleksiej Miller utrzymywał po południu, że Gazprom tłoczy gaz w kierunku Bałkanów i Słowacji, jednak Ukraina go nie przepuszcza. W związku z przedłużającym się kryzysem premierzy Bułgarii i Słowacji w środę przylecą do Moskwy. Ukraiński Naftohaz przyznał, że nie odbiera gazu, gdyż warunki przesyłu surowca przez Rosjan są nie do zaakceptowania. Przedstawiciel prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki ds. bezpieczeństwa energetycznego Bohdan Sokołowski nazwał nawet prowokacją zlecenie Gazpromu dla Naftohazu o wznowieniu tranzytu. Zdaniem Skołowskiego strona rosyjska świadomie zaplanowała akcję, by Ukraina nie miała możliwości przesłania gazu tam, gdzie jest on najbardziej oczekiwany, czyli do Bułgarii i innych państw bałkańskich. Chodziło o podważenie wiarygodności Kijowa - kontynuował. Naftohaz domagał się od Gazpromu napełnienia gazem wszystkich rurociągów tranzytowych, a nie - jak obecnie - tylko jednego, który prowadzi przez Ukrainę do państw bałkańskich. Pierwsze partie paliwa popłynęły przez stację pomiarową Sudża, w obwodzie kurskim, w południowo-zachodniej Rosji, w kierunku stacji Orłowka, na południu Ukrainy. Z kolei Gazprom zażądał, by Ukraina dostarczyła gaz do Europy natychmiast, a nie po 36 godzinach, jak wcześniej mówili ukraińscy specjaliści. Rzecznik Gazpromu Siergiej Kuprijanow wyjaśniał, że ilość rosyjskiego gazu na zachodniej granicy Ukrainy powinna być taka sama jak ilość wtłoczona w system ukraińskich gazociągów tranzytowych na granicy z Rosją. Tłumaczył, że w momencie przerwania dostaw w zeszłą środę magistrale tranzytowe były wypełnione surowcem. "W konsekwencji powinny mieć ciśnienie niezbędne do równoległego tłoczenia gazu na wejściu i wyjściu z systemu przesyłowego Ukrainy" - mówił. Po południu Juszczenko powiedział, że Kijów chce podpisać z Moskwą protokół techniczny, który dokładnie określiłby ilości gazu, przesyłanego przez Rosję do odbiorców europejskich, jego jakość, oraz wskazywałby ciśnienie paliwa, wchodzącego i opuszczającego ukraiński system gazowniczy. Ocenił też, że celem wszczętego przez Rosję konfliktu mogło być przekonanie europejskiej opinii publicznej co do konieczności rozwoju północnej drogi przesyłu gazu przez Nord Stream (Gazociąg Północny). Wiceszef Gazpromu Aleksandr Miedwiediew oskarżył wcześniej Ukrainę o to, że nie wpuściła rosyjskich obserwatorów na swoje obiekty gazowe: ani do podziemnych magazynów, ani do centrum dyspozycyjnego ukraińskiego systemu przesyłowego. Według niego Ukraina nie planowała wznowienia tranzytu rosyjskiego gazu do Europy. Miedwiediew sugerował też, że ukraińskie działanie w sporze gazowym Kijowa z Rosją są aranżowane przez Stany Zjednoczone. W związku z kryzysem gazowym przywódca opozycyjnej, prorosyjskiej Partii Regionów Ukrainy Wiktor Janukowycz zażądał dymisji rządu i rozpoczęcia procedury impeachmentu prezydenta. Tymczasem premier Donald Tusk zapowiedział, że rząd planuje rozbudowę i budowę magazynów gazu ziemnego tak, by pojemność magazynowa gazu w Polsce wzrosła do 2,36 mld m sześciennych w pierwszym etapie, a ostatecznie do blisko 4 mld m sześc. Zdaniem Tuska, tworzenie zapasów gazu wydaje się najwłaściwszym sposobem zabezpieczenia w sytuacjach nagłych, takich jak przerwanie dostaw z Rosji. Rozszerzone mają też być możliwości składowania ropy naftowej i innych paliw. W Strasburgu przewodniczący frakcji politycznych w Parlamencie Europejskim - z wyjątkiem przywódcy socjalistów Martina Schulza - pochwalili czeskie przewodnictwo za zaangażowanie w rozwiązanie kryzysu gazowego.