"UE rozpoczęła żywot jako wspólnota węgla i stali, ale nie zdołała wyłonić wspólnej polityki energetycznej. Ostatni spór rosyjsko-ukraiński raz jeszcze unaocznił potrzebę takiej polityki, ponieważ niektóre kraje nie radzą sobie z sytuacją powstałą na skutek wstrzymania dostaw gazu w okresie wyjątkowo mroźnej zimy" - napisał publicysta "FT" Paul Betts. Dziennik przypomina, że w czasie wstrzymania dostaw zimą 2006 r., Francja znalazła się wśród państw opowiadających się za ustanowieniem europejskiej polityki energetycznej, ale Niemcy i Włochy skorzystały z okazji, by podpisać nowe, odrębne umowy z Gazpromem, który nie krył ambicji ekspansji na europejskim rynku. "(Obecny kryzys wykazał, że) takie jednostronne podejście wyczerpało swoje możliwości. Co więcej sytuacja geopolityczna zmieniła się od 2006 r. Ukraina nie jest już ofiarą neoimperialistycznych nacisków Moskwy i uważana jest za współwinną obecnego, nieprzeniknionego sporu" - dodaje Betts. Publicysta zauważa, iż kondycja Gazpromu jest obecnie gorsza, ponieważ koncern ucierpiał na skutek spadku cen energii i nie stać go na spór prowadzący do zakłócenia dostaw w dłuższym okresie. Taki spór naraziłby go na lawinę pozwów od europejskich odbiorców i podkopałby jego status na największym i najważniejszym rynku. "FT" wskazuje, że rządy UE zmagające się z recesją mogą skorzystać z okazji powstałej w wyniku ukraińsko-rosyjskiego gazowego sporu i zharmonizować swoje inwestycje w sektorze energetycznym w celu "stworzenia zintegrowanego i skutecznie działającego europejskiego rynku energii". Wskazuje w tym kontekście na inwestycje w gazociąg z rejonu Morza Kaspijskiego na Zachód omijający Ukrainę i Rosję.