Prawdziwe wyborcze smaczki znaleźć można w regionach. Oto Jędrzej Wijas, SLD-owski radny ze Szczecina, który - by odróżnić się w muzycznej jakości od lidera swojej partii, którego gust muzyczny jest, jaki jest - pojechał tak: Inny kandydat SLD, Łukasz Wabnic, broni uciśnionych. A konkretnie uciśnionej. Co może dziwić, to bardzo podejrzany jak na socjaldemokratę konserwatyzm obyczajowy kandydata Wabnica w odniesieniu do proponowanej mu przez obronioną uciśnioną gratyfikacji. Niemniej jednak warto się klipowi przyjrzeć, bo jest to doskonały obraz demokracji początków XXI wieku w Polsce: aby zwabić wyborcę, należy oszołomić go efektem, a nie programem. Inna sprawa jednak, że aby wyborca zechciał poznać program, należy najpierw go do tego sprowokować. Być może najlepiej właśnie za pomocą efektu. Z list Prawa i Sprawiedliwości kandyduje syn Janusza Rewińskiego, Jonasz. Zamieścił w internecie kilka spotów. Najciekawszy jest taki: Ale zły nie jest i ten: Adam Korta z PO idzie w estetykę "South Parku" Tadeusz Aziewicz, też z PO, rzuca ludziom śledzia w twarz To - powiedzmy - rodzynki kampanii. Ale wszystko zaczęło się od PSL i od czerwcowego klipu, który wprowadził Waldemara Pawlaka na Krajową Konwencję Wyborczą PSL. Pamiętacie scenę z Jamesa Bonda, w której agent 007 wynurza się z morza, zdejmuje kombinezon do nurkowania i okazuje się, że pod spodem ma nienagannie wyprasowany smoking? I z marszu można iść na bal? Klip PSL ma wiele z tym wspólnego. Zachwyconych działaczy, oczekujących na koiła piosenka "Na zielonej Ukrainie". Na tle niebieskiego nieba buja się paralotniarz. Paralotniarz ląduje. Na trawie zielonej jak zielona wyspa pojawiają się jego spiczasto zakończone, błyszczące buty. A potem kostium paralotniarza opada i wszyscy widzą dobrze znany pastelowy garnitur. Właściciel garnituru poprawia krawat. Pozostaje już tylko zdjąć kask i pogodzić się z myślą, że pod kaskiem mieści się nic innego, jak tylko głowa szefa PSL i wicepremiera RP - Waldemara Pawlaka. Wejście Pawlaka zatem ma szansę wejścia do światowego kanonu. Później był lipiec i spot PiS. Dla niektórych kampania wyborcza zaczęła się, zanim się zaczęła i nazywała się kampanią informacyjną, Prawo i Sprawiedliwość zdecydowało się poinformować "pana premiera Tuska" o tym, że aktorzy występujący w klipie nie są "ciemniakami", a także "obciachami", "dziurami w drodze" czy "światowymi kryzysami", tylko Polakami. Teraz Tusk już wie. Tusk dowiedział się też, że "czas na odważne decyzje", a taką "odważną decyzją" miałby być PiS i Jarosław Kaczyński. Klip był niezbyt zborny, choć generalnie wiadomo było, o co chodzi. Szybko pojawiły się kontrklipy. Sztab Kaczyńskiego przygotował broń, której bardzo łatwo było użyć przeciw niemu samemu. Wystarczyło tylko podłożyć inny playback i zamiast "ciemniaków" i "dziur" poinformować prezesa Kaczyńskiego, że rzeczeni aktorzy nie są również "obcymi agentami", "ukrytą opcją niemiecką", "łapówkarzami", "złodziejami" itd. PiS nie próżnował. Kolejny "spot informacyjny" wyszedł dość szybko. W ramach "Polski równych szans" uśmiechnięty Jarosław Kaczyński, nieco tylko się naprężając, otwiera ręcznie zamknięte drzwi, za którymi są ludzie posługujący się laptopami. Ogólnie - tacy, którym się udało i którzy nie chcą zadawać się z tymi, którym się - póki co przynajmniej - mniej udało. Za uśmiechniętym Kaczyńskim za drzwi wchodzą uśmiechnięci ludzie. Przesłanie: teraz wszyscy będą posługiwali się laptopami przy otwartych drzwiach? Kaczyński te drzwi otwiera i z miejsca naraża się na krytykę nie rozumiejących poezji przenośni, że prezes na siłę otwiera drzwi z fotokomórką, że włamuje się na zamkniętą imprezę, że otwiera supermarket itd. Nie był to koniec "kampanii informacyjnej". Kolejny spot PiS utrzymany był w estetyce telenoweli. Miłość, rodzina, świetlista tęcza itp. Tyle, że była to telenowela tragiczna, bo dotyczyła zabitych pod Smoleńskiem Lecha i Marii Kaczyńskich. Co do wartości informacyjnej, naród został poinformowany przez PiS, że rzeczeni "zasługują na prawdę". I znów posypały się na PiS gromy. Że manipuluje emocjami związanymi ze śmiercią najbliższych przecież Kaczyńskiemu osób, by uzyskać polityczne cele. I to w sposób bardzo tandetny, bowiem - co prawda to prawda - nie da się inaczej określić telenowelowej estetyki klipu. Po raz kolejny PiS stracił punkt u inteligencji - ale być może zyskał u tak zwanych szerokich mas. Żeby nie być oskarżanym o ciągłe granie na tragediach i straszenie kataklizmem, PiS wypuścił spot optymistyczny. Szybko jednak znaleźli się poszukiwacze dziury w całym, którzy wykryli, że aktor występujący na początku spotu brał udział w reklamie leku przeciw biegunce. Jakby to miało jakieś znaczenie. PO zaatakowało serią nudnych jak flaki z olejem spotów pod wspólnym tytułem "Polska w budowie". Czyli kampanii "nie róbmy polityki - budujmy mosty" ciąg dalszy. A przy okazji trzeba jakoś zasypać dziury w poparciu wynikające z dziur w rozkopanych drogach. Podsumujmy. PO (ustami obywateli) chwali się m.in. : drogą w Lublinie, astrobazą w Radziejowie, zaporą w Świnnej Porębie (tutaj obywatelka chwaląca PO ma bardzo ludzkie podejście: "jak są pieniądze, no to budują, jak nie ma, no to...), obwodnicą Kielc, "orlikiem" w Lublinie, itd. Konwencja jest taka, że w każdy spot wmontowany jest dodatkowo roszczeniowy nieco obywatel, któremu nie wystarcza to, co jest i lekko krytykuje PO. Obywatel domaga się zatem: "porządnej hali sportowej', "parkingów", "basenu", "żeby się więcej budowało", "żeby się szybciej budowało", "pomimo to, że jest tak dobrze, mogłoby być jeszcze lepiej". Chodzi - generalnie - o to, żeby zrozumieć, że PO ma ludzkie podejście do ludzkich potrzeb. Że rozumie, że ludzie nie są do końca zadowoleni z tego, co się dzieje, ale dostrzegają, że się dzieje. Ale tak naprawdę i głównie chodzi o to, żeby podobną wyrozumiałością wykazywać się wobec PO. Najbardziej nieodpowiedzialne jednak ze strony PO było zatrudnienie w ostatnim klipie "silnej drużyny" Polski w UE: komisarza ds. budżetu Janusza Lewandowskiego i szefa Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka. W Komisji Europejskiej pojawiły się już głosy, że Lewandowski naruszył Traktat UE i być może będzie musiał pożegnać się ze stanowiskiem. Oznaczałoby to koniec "silnej drużyny" w UE, która była głównym bohaterem rzeczonego spotu. A zatem byłoby bardzo efektownym samobójczym strzałem. Janusz Palikot wystartował ze wzruszającym spotem, w którym przedstawia swoje ludzkie oblicze. Dowiadujemy się, że w dzieciństwie był nieśmiałym chłopcem, który przeżył wielką przemianę. Ma to zapewne zmienić wizerunek Palikota ze skandalisty o kontrowersyjnych poglądach na męża stanu, który "w polityce nie jest dla pieniędzy". W chwili, gdy Palikot zorientował się, że antyklerykalizm może być paliwem wyborczym wystarczającym do dostania się do Sejmu, zaczął grać na tej nucie. Oto spot, w którym dowiadujemy się, że dzieci w Polsce będą miały po 6 godzin religii dziennie, jeśli Palikot nie przekroczy progu wyborczego. PSL, jak wcześniej SLD, postawił w tych wyborach na przekaz muzyczny. Jeśli chodzi o wartość artystyczną muzycznego spotu partii Pawlaka, to oceńcie Państwo sami. Natomiast fakt, że w spocie pooglądać sobie można pląsających polityków PSL, można uznać za główną wartość dodaną spotu. Szybko pojawiły się pogłoski, że utwór ten to nic innego, jak prosta zrzynka z piosenki "Quiero Mas" zespołu Che Sudaka, złożonego z żyjących w Barcelonie imigrantów z Ameryki Południowej. Przewrotnym humorem opatrzyli twórcy kampanii PSL-u ich kolejny wyborczy klip. Zaczyna się, co prawda, mało hitchcockowsko, ale warto wytrwać do końca. Kolejny cios PSL miał być mocny, jak cios Adamka i Stronnictwo sięgnęło po utwór artysty znanego jako Funky Polak (polski raper, działający w USA i opowiadający o trudnym życiu nie w Kielcach, Poznaniu czy stolicy, tylko na Jackowie), który pojawia się za każdym razem, gdy polski bokser wchodzi na ring. Więc jeśli ktoś dostaje gęsiej skórki kiedy mówi się o "symbolach orła i korony" i "kolorze biało-czerwonym", to powinien już teraz zacząć się dobijać do drzwi lokalu wyborczego. Przynajmniej dopóki emocje nie miną. Ciekawy w tym ruchu jest fakt, że w ten sposób Pawlak dał odpór próbie prezesa PiS do swego rodzaju "zagospodarowania" Adamka, co miało miejsce przed jego walką z Kliczką. Przegraną. PJN potrafi jeszcze mocniej. Ich spot to chyba pierwszy spot wyborczy z elementami metafizycznego horroru: Gładko jednak potrafi PJN wskoczyć w stylistykę rodem z "Długu": Sprawa jest już nieco nieaktualna, bo "Franek" został unieszkodliwiony. Poza tym nawet w czasie, kiedy szalał po Europie, jakoś ten spot nie krążył po sieci szeroko i wiralem się nie stał. Bo - jak się wydaje - na taki właśnie efekt liczy PJN wypuszczając kolejne klipy, jak na przykład ten o tytule "Starosta" czy inny, pod tytułem "Koty". Oscarowe role Migalskiego! A to nie koniec. Kampania przecież wchodzi dopiero w decydującą fazę. ZS