TVP Info podało w sobotę, że dzięki pomocy polskiego resortu sprawiedliwości, Polce mieszkającej na stałe w Berlinie udało się odzyskać dzieci zabrane przez niemiecki urząd ds. dzieci i młodzieży - Jugendamt. Według TVP Info, mąż kobiety bił ją na oczach dzieci, które wezwały policję, następnie po interwencji, Jugendamt odebrał jej dzieci. "Specyficzna organizacja" Wójcik odnosił się do problemu w Radiowej Jedynce. Powiedział, że takich spraw jest dużo i nie dotyczą one tylko Polaków. "W samych Niemczech żyje około 800 tys. osób, które mają wyłącznie obywatelstwo polskie. Natomiast około 1,5 mln osób, to są osoby, które mają podwójne obywatelstwo. Więc tych spraw musi być naturalnie dużo" - podkreślił wiceminister. Jego zdaniem Jugendamt jest specyficzną organizacją samorządową, która wywołuje kontrowersje. Jugendamty powstały w latach 20. XX wieku jako instytucja opiekująca się trudną młodzieżą, zdeprawowaną w wyniku wojny. Po dojściu do władzy w 1933 roku naziści włączyli sieć tych placówek do swojego systemu wychowawczego. Obecnie działalność urzędów do spraw młodzieży znajduje się w gestii niemieckich krajów związkowych (landów). Komisja petycji Parlamentu Europejskiego przyjęła kilka lat temu krytyczny raport w sprawie Jugendamtów. Badała skargi rodziców z różnych państw UE, którzy zarzucali Jugendamtom utrudnianie lub wręcz uniemożliwianie im kontaktu z dzieckiem w przypadkach, gdy sąd orzekł dostęp rodzicielski pod nadzorem. Wspólne seminarium polsko-niemieckie Na pytanie, czy zmienia się praktyka niemiecka pod polskim naciskiem Wójcik powiedział, że się zmienia. "My zresztą za dwa dni organizujemy takie seminarium dotyczące mediacji, wspólnie organizowane przez ministerstwo nasze oraz przedstawicieli rządu niemieckiego" - poinformował wiceminister. Jego zdaniem spotkanie to organizowane jest po to, żeby rozmawiać na temat spraw, które "tak naprawdę podlegają co do zasady reżimowi państwa niemieckiego". "Tam (w Niemczech) są przepisy, które decydują o tym, kiedy można odebrać dziecko. w Polsce na przykład z przyczyn materialnych nie można dziecka odebrać to jest zasługa rządu PiS. W Niemczech jest to możliwe" - zaznaczył. Dopytywany, czy coś zmienia się jeśli chodzi o polskie sądy, które zdaniem wielu Polaków zbyt łatwo zgadzają się no to, by rodzice z zagranicy, którzy mają polskich partnerów odzyskiwali, czy zabierali dzieci. "Chodzi o tzw. sprawy prowadzone w trybie konwencji haskiej - sprawy uprowadzeniowe. Muszę powiedzieć, że jutro już pracujemy w komisji nadzwyczajnej. Pracujemy nad projektem, który zrewolucjonizuje całkowicie rozstrzyganie tych spraw" - oświadczył wiceminister. Powstanie sąd odwoławczy W jego ocenie dzisiaj takimi sprawami uprowadzeniowymi w trybie konwencji haskiej zajmuje się ponad 300 sądów rejonowych w Polsce. "Będzie 11 sądów okręgowych, czyli przenosimy szczebel wyżej. Specjalizujemy sędziów to jest bardzo ważne. Powstanie jeden sąd odwoławczy w Polsce, tylko w Warszawie przy sądzie apelacyjnym w Warszawie, a nie 45 sądów odwoławczych" - podkreślił Wójcik. W Polsce głośne były sprawy rozwiedzionych Polaków mieszkających w Niemczech, którzy skarżyli się, że niemieckie instytucje uniemożliwiały im posługiwanie się językiem polskim w czasie nadzorowanych spotkań z dziećmi. Podobne problemy zgłaszali też rodzice z Francji i Włoch. W przypadkach zaniedbania dzieci przez opiekunów lub znęcania się nad nimi, nierzadko Jugendamty krytykowane są za opieszałość i brak zdecydowania; z drugiej strony zarzuca się im ingerowanie w życie rodzin i naruszanie prywatności. Edyta Roś (PAP)