Jak czytamy w "Gazecie Wyborczej", Wojciech Mann, Artur Andrus i Marek Niedźwiecki udali się do prezes Barbary Stanisławczyk, by wręczyć jej list podpisany przez 170 pracowników Polskiego Radia. Dziennikarze protestują w nim przeciwko zwolnieniu szefów związków zawodowych: Marcina Majchrowskiego (Dwójka), Wojciecha Dorosza i Pawła Sołtysa (Trójka). Zostali oni zwolnieni za "destablizowanie pracy władz radia poprzez publiczne nękanie zarządu żądaniami przystąpienia do mediacji". "My, niżej podpisani pracownicy i współpracownicy Polskiego Radia, w trosce o dobro instytucji, którą od lat współtworzymy, czujemy się w obowiązku, by zareagować na sposób potraktowania naszych Kolegów - dziennikarzy i członków zarządu Związku Zawodowego Dziennikarzy i Pracowników Programu Trzeciego i Drugiego Polskiego Radia, wieloletnich, oddanych pracowników. Powody dyscyplinarnych zwolnień uważamy za bezpodstawne i niesprawiedliwe" - czytamy w liście. Spotkanie z prezes Stanisławczyk zakończyło się fiaskiem. Jak podaje "Wyborcza", Mann usłyszał, że "za długo pracuje w Trójce i zachowuje się tak, jakby to było jego radio" oraz "że ma braki warsztatowe". Markowi Niedźwieckiemu wypomniano z kolei wpis na Facebooku. "Nigdy nie było tak źle na Myśliwieckiej" - pisał dziennikarz. Przeciwko zwolnieniom z Trójki protestują również słuchacze radia m.in. poprzez akcję #kogoniesłychać. Polskie Radio odpowiada Zarząd Polskiego Radia wystosował komunikat na temat tych doniesień - przytaczamy jego treść: "Odpowiadając na kłamstwa opublikowane przez red. A. Kublik (...) Zarząd Polskiego Radia informuje, że spotkanie miało charakter wewnętrzny, a na koniec dyskusji wspólnie postanowiono, by nie upubliczniać jej treści. Po raz kolejny okazało się, że dobra wola jest wyłącznie po stronie Zarządu Polskiego Radia. (...) W spotkaniu brało udział na tyle dużo osób, że są świadkowie, iż wypowiedzi przytaczane przez red. Kublik w ogóle nie padły. Poziomu dziennikarstwa, które sięgnęło bruku, również nie zamierzamy komentować".