- Z komentowaniem zwycięstwa któregoś z kandydatów poczekałbym w spokoju na oficjalny komunikat Państwowej Komisji Wyborczej, choć wyniki sondaży zapowiadają większe szanse Komorowskiego na zwycięstwo - powiedział prof. Wódz. Jego zdaniem, nieduża różnica głosów, jakie zdobyli kandydaci pokazuje, że "mamy do czynienia z Polską podzieloną pół na pół w sympatiach, z Polską, która dała dowód, do jakiego stopnia nadal istnieje ciągłość podziału z poprzednich wyborów". - Wtedy podział był podobny, choć różnice zmniejszyły się, jeśli chodzi o wyniki poprzednich wyborów prezydenckich i parlamentarnych - zaznaczył socjolog. Według niego, wyniki sondaży wskazują, że "jest to na pewno sukces Kaczyńskiego, nawet jeśli przegrał on wybory". - Po tych wyborach - na spokojnie, za kilka tygodni - klasa polityczna powinna postawić sobie pytanie o to, w jaki sposób można sprawować władzę tak, żeby sprawować ją w imię tych, którzy wygrali, ale nie przeciw tym, którzy przegrali. Wynik z podziałem głosów pół na pół zmusza do głębokiego współdziałania z opozycją - powiedział Wódz. Pytany, jak to się stało, że wyniki kandydatów są tak zbliżone, powiedział, że złożyło się na to wiele czynników. - Na pewno wpływ miały osobowości. Komorowski to osobowość mniej kontrowersyjna, a więc mniej dzieląca. Osobowość kontrowersyjna na pewno jednych ujmuje, innych odpycha. Osobowość łagodna mniej dzieli, ale i mniej mobilizuje elektorat - zauważył. Według Wodza, wpływ też miały sposoby prowadzenia kampanii wyborczych przez kandydatów. - Jeśli chodzi o kampanię, zdecydowanie sprawniejsza była kampania Kaczyńskiego. Sztab Komorowskiego nie wykazał się szczególną inwencją. Także emocje po katastrofie smoleńskiej zostały dobrze wykorzystane przez sztab Kaczyńskiego - ocenił. - Być może też wpływ miało też to, że ludzie mieli świadomość, że Komorowski jest kandydatem substytucji, że zastępuje Donalda Tuska, że nie jest faktycznym pierwszym, nie jest liderem ruchu politycznego. To też swoje zrobiło - dodał. Pytany o frekwencję wyborczą Wódz nie ocenił jej dobrze. - Nie oszukujmy się. Nie nazywajmy jej wysoką. Wysoka frekwencja to oscylująca około 70 proc. W dojrzałych demokracjach w wyborach prezydenckich 70 proc. to dolna granica, powyżej której uważa się wynik za poważny. Klasa polityczna i dziennikarze mają więc jeszcze dużo do zrobienia, żeby Polaków nauczyć, że warto głosować w wyborach - powiedział.