Według sondażu TNS OBOP dla TVP w wyborach do sejmików wojewódzkich PO uzyskała 33,8 proc., PiS - 27 proc., SLD - 15,8 proc., PSL - 13,1 proc. PO wygrała w 10 sejmikach, a PiS - w sześciu. Z sondażu wynika ponadto, że wybory prezydenta Warszawy wygrała - w I turze - ubiegająca się o reelekcję kandydatka PO Hanna Gronkiewicz-Waltz (51,6 proc.). Wódz zwraca uwagę na wzrost poparcia dla PO w stosunku do poparcia dla PiS w porównaniu z wynikami wyborów samorządowych sprzed czterech lat. - W tych wyborach wzięły udział kolejne cztery roczniki młodych ludzi, którzy na pewno języka, którym mówi prezes PiS Jarosław Kaczyński już nie rozumieją - powiedział politolog w rozmowie z PAP. "PSL ma silne kadry w terenie" Umiejętnością komunikowania się z młodymi ludźmi i docierania do nich Wódz tłumaczy też dobre, kilkunastoprocentowe poparcie dla SLD w wyborach do sejmików wojewódzkich. - Obecnie SLD jest inne niż dawniej, jest młodsze, mówi innym językiem - czytelnym - ocenił. Odnosząc się do również kilkunastoprocentowego poparcia dla PSL przypomniał, że ludowcy mają największą liczebnie partię w Polsce. - PSL od lat ma silne kadry w terenie. Opowiadanie o końcu PSL jest przedwczesne. Dopóki Polska będzie krajem z zapleczem małomiasteczkowo i wiejskim to ludowcy zawsze będą mieli tam dużo do powiedzenia - powiedział. Komentując sondażowe wyniki, jakie uzyskali kandydaci na prezydentów miast, Wódz ocenił, że różnica głosów między Hanna Gronkiewicz-Waltz (51,6 proc.) a Czesławem Bieleckim (24,8 proc.) jest tak duża, że zwycięstwo PO w Warszawie jest oczywiste. - Nie bardzo rozumiałem motywacji Bieleckiego do startowania w wyborach: korzystania z poparcia i pieniędzy PiS-u przy jednoczesnym mówieniu, że nie jest się z PiS, opowiadanie najpierw, że się chce wrócić do polityki, a następnie mówienie, że się nie chce wrócić. W polityce potrzebny jest jednoznaczny przekaz, wyborcy muszą wiedzieć czego polityk chce, takie krygowanie się niczego nie daje - mówił. Różnica w Krakowie bardzo mała Jego zdaniem na wynik wyborów w Warszawie mogła mieć wpływ także niechęć wyborców do PiS. - PiS nie jest partią wielkomiejską, jest partią ludzi odrzuconych i nie radzących sobie w okresie szybkiej modernizacji, a Warszawa jest miejscem takiej modernizacji. Jednocześnie dość mocno utrwala się obraz PiS jak partii silnej tam, gdzie głosuje się według głosów proboszczów, a tam, gdzie się nie głosuje według głosów proboszczów, PiS ma gorszy wynik - zaznaczył. Z kolei - jak mówił - w Krakowie różnica między Jackiem Majchrowskim (37,1 proc.) a kandydatem PO Stanisławem Kracikiem (39,1 proc.) jest tak mała, że to który jest pierwszy, a który drugi nie ma w tej chwili większego znaczenia. - Będzie druga tura; zdecydują głosy wyborców, którzy w pierwszej turze oddali je na kandydata PiS Andrzeja Dudę. Wydaje mi się, że większe szanse ma Majchrowski. (...) Wynika to ze stosunku w Krakowie do Majchrowskiego. Umiał on wcześniej współpracować z prawicą, nie umiał natomiast z Kracikiem. Kracik jest denerwujący dla wielu krakowian. Jest w Krakowie takie powiedzenie, że "Kracik jest dobry na Niepołomice" - powiedział Wódz, nawiązując do faktu, że kandydat PO przez wiele lat był burmistrzem podkrakowskich Niepołomic. Oceniając wyniki w Łodzi (kandydatka PO Hanna Zdanowska - 33,5 proc., Dariusz Joński z SLD - 24,8 proc., Witold Waszczykowski z PiS - 16,3 proc.) przypomniał, że tradycje lewicowe zawsze były mocne w tym mieście. Zaznaczył jednak, że jest zaskoczony niskim wynikiem Witolda Waszczykowskiego. Jak mówił, wydawało się, że atak na łódzkie biuro PiS, kiedy napastnik zastrzelił jednego z pracowników, a drugiego poważnie ranił nożem, "wywoła potrzebę moralnej rekompensaty pokrzywdzonym". Zdaniem Wodza, być wpływ miała także osobowość Waszczykowskiego. - Waszczykowski chyba w ogóle jest człowiekiem, który nie nadaje się na przywódcę politycznego - podkreślił.