- Droga do nich może prowadzić przez tych, którzy tyle lat ukrywali prawdziwych sprawców - dodał Olewnik. Podkreślił, że mówi to w przeddzień szóstej rocznicy zamordowania syna, po prawie dwóch latach więzienia go w nieludzkich warunkach. Nie ma on wątpliwości, że parasol ochronny nad porywaczami roztoczyli policjanci kierujący specjalną grupą operacyjno-śledczą: Remigiusz M., Henryk S. i Krzysztof L. (dziś mają zarzuty zaniedbań w śledztwie, przed komisją odmówili zeznań). "Krzysztof mógłby żyć" - Chylę czoła przed wszystkimi funkcjonariuszami policji, którzy rzetelnie, uczciwie pełnią swoją służbę i należycie wypełniają swoje obowiązki - powiedział Olewnik, dziękując policjantom z CBŚ w Olsztynie, którzy po latach wykryli sprawców morderstwa. - Jeżeli M. mówi o splamionym mundurze policjanta to niech go sobie wypierze, bo on jest splamiony krwią mojego syna - powiedział. Dziękował komisji i mediom za to, że jego tragedia została nagłośniona. - Wierzę, że dzięki temu choćby nawet za kilka lat znajdą się ludzie, którzy powiedzą prawdę - dodał. Włodzimierz Olewnik uważa, że policjanci, którzy już kilka dni po porwaniu Krzysztofa mieli operacyjne wiadomości o prawdziwych sprawcach i "ukryli" te informacje przed prokuraturą, "tak naprawdę chronili tych sprawców". - Dziś, po lekturze akt operacyjnych, wiem, że Krzysztof mógłby żyć. Wiem dziś, że nasze prośby kierowaliśmy do niewłaściwych ludzi z organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości - mówił. - Ze strony policji było to świadome i celowe działanie w celu niewykrycia sprawców. Na to się nie godzę! - oświadczył posłom z komisji i powtórzył to w rozmowie z dziennikarzami. Ojciec Krzysztofa Olewnika z wyrzutem mówił: "policja i prokuratura nadzorowały swoją pracę, ale co to za nadzór, skoro przez 4 lata nie sporządzono nawet porządnego planu śledztwa". - Jutro minie 6 lat od dnia, kiedy oprawcy zamordowali mojego syna, po prawie 2 latach przetrzymywania go w nieludzkich warunkach - dodał. Politycy nie pomogli Włodzimierz Olewnik pytał też, czy za porwaniem syna nie stał układ polityczny. Przyznał, że wspierał finansowo zarówno policję, jak i partie polityczne, ale "każdego po równo", żeby nie było zarzutów stronniczości - "kupowało się cegiełki i na SLD i na PSL i na Samoobronę" - mówił. - Nasza rodzina zawsze wykazywała się patriotyczną, obywatelską postawą. Niejednokrotnie gościliśmy u nas przedstawicieli świata polityki. Dlatego w obliczu tragedii zwracaliśmy się do ludzi ze świata władzy o pomoc. Prosiliśmy o nią ministra spraw wewnętrznych Ryszarda Kalisza, wiceministra Andrzeja Brachmańskiego, ministrów sprawiedliwości: Grzegorza Kurczuka, Marka Sadowskiego i Andrzeja Kalwasa, ministra-koordynatora służb specjalnych Zbigniewa Siemiątkowskiego, posła Andrzeja Piłata, czy Jolantę Szymanek-Deresz. Żaden nam nie pomógł, ale też nikt nie poniósł odpowiedzialności politycznej za bezczynność. Taka odpowiedzialność w Polsce nie istnieje - mówił przed komisją. Kalisz odpowiedział na te zeznania oświadczeniem. Zapewnił w nim, że - jako minister SWiA - uczynił "wszystko co było w zakresie jego możliwości i kompetencji". Dodał, że w czasie spotkania obowiązywała go tajemnica państwowa, więc nie mógł szczegółowo informować, co robią w sprawie odpowiednie służby. "Ufam, że w wyniku działań komisji śledczej oraz właściwych służb publicznych wszelkie zaniedbania w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika zostaną wyjaśnione" - napisał Kalisz. Wątek polityczny w całej sprawie Włodzimierz Olewnik upatruje w tym, że - jak powiedział - kilkakrotnie od ludzi związanych ze światem polityki miał biznesowe propozycje kupna zakładów mięsnych (w tej branży Olewnik prowadzi działalność gospodarczą), ale wszystkie te propozycje odrzucał, bo uznawał je za "śmierdzące". - Być może to, że je odrzucałem ma jakiś związek - dodał. Wyjaśnił potem, że miał na myśli nieżyjącego już wicekomendanta wojewódzkiego mazowieckiej policji Macieja Książkiewicza, który pewnego razu zaprosił go do loży VIP w czasie zawodów konnych. - Był tam Waldemar Pawlak - mówił Olewnik dodając, że nie skorzystał z zaproszenia. Dodał, że nie chciał uczestniczyć w biznesie proponowanym przez Książkiewicza, bo - jak wyjaśnił - nie lubi spółek. Posłowie interesowali się okolicznościami organizacji przyjęcia u Krzysztofa Olewnika 26 października 2001 r., po którym został on porwany. Według ojca, inicjatywa organizacji spotkania wyszła od Wojciecha K., komendanta posterunku w Drobinie, od dłuższego czasu znającego się z rodziną. "Straciłem zaufanie do policji" Spotkanie miało być okazją, by Krzysztof Olewnik i jego wspólnik Jacek Krupiński (dziś podejrzany o pomoc w porwaniu) mieli przeprosić policjanta z drogówki, który miał być przez nich źle potraktowany w czasie kontroli drogowej. Wojciechem K. następnie zainteresowało się policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych w związku z podejrzeniem, że wynosi policyjne informacje ze śledztwa i działa na własną rękę.