Zgłoszenie włamania do domu posłanki potwierdził komisarz Janusz Jończyk z zespołu prasowego śląskiej policji. Zaznaczył, że mieszkanie zostało splądrowane, a policja dotąd nie dostała informacji o ewentualnych skradzionych rzeczach; miejscowi policjanci zabezpieczyli ślady i wszczęli standardowe postępowanie. Wiśniewska powiedziała, że o włamaniu dowiedziała się od córki w piątek wieczorem - po zorganizowanym przez nią wykładzie o polityce historycznej w III RP, po którym wraz z mężem odwoziła głównego wykładowcę, prof. Ryszarda Terleckiego, do Krakowa. - Wracając do domu, dziesięć minut przed przyjazdem, dostałam telefon od córki, że było włamanie do naszego domu. Przyjechała policja, zabezpieczyła ślady. Stwierdziliśmy, że nic nie zginęło, natomiast dom jest splądrowany - podkreśliła Wiśniewska. Dodała, że w swym jednorodzinnym domu nie znalazła żadnych zniszczeń, również okno, przez które włamywacze dostali się do wewnątrz, nie zostało wybite, ale wyłamane. Zaznaczyła, że trudno jej w jakikolwiek sposób interpretować motyw włamania, a także rozważać czy włamywacze mogli znać bliżej tożsamość mieszkańców budynku. - Kompletnie nic nie zginęło. Na szczęście nikomu też nic się nie stało. Córka pierwsza weszła do domu, który okazał się domem całkowicie wywróconym do góry nogami. To zastanawiające, dom przeszukano bardzo starannie i bardzo dokładnie - dodała posłanka.