Krzysztof Ziemiec: Władysław Kosiniak-Kamysz jest naszym gościem. Jeszcze chyba nie lider opozycji? Zazdrości pan tej pozycji Ryszardowi Petru? Kosiniak-Kamysz: Ja w ogóle nie aspiruję, ja chcę być dobrym liderem PSL, budować pozycję tej partii, pokazywać nowy kierunek działań. Nie sądzę, żeby był możliwy jeden lider opozycji tak naprawdę, bo to są jednak różne formacje. Ale chyba Petru aspiruje do tego. W zagranicznych stacjach, kiedy jest gościem, jest napis: lider polskiej opozycji. - To trzeba rozmawiać z Ryszardem Petru. Ja chcę naprawdę budować pozycję mojej formacji politycznej i doprowadzić razem z PSL do spokoju i pokoju w Polsce, bo teraz tego nie ma. To spytam dziś o poranku - co pana wczoraj w Sejmie bardziej poruszyło: stanowisko Komisji Europejskiej - jej szefa, który troszeczkę chyba wydaje się co innego mówi pani premier przez telefon, co innego robi - czy wystąpienie pani premier? - Nie spodziewałem się takiego wystąpienia pani premier. Myślałem, że będzie szukała... ...Tak dobrego? - Nie, tak głośnego. Nie spodziewałem się, że pani premier będzie pogłębiać konflikt, a nie szukać wspólnych mianowników. Moim zdaniem rolą premiera nie jest tylko i wyłącznie reprezentowanie większości parlamentarnej, ale też obowiązkiem szefa rządu jest szukanie porozumienia w takich trudnych sprawach, gdzie moglibyśmy dać wspólny sygnał do Brukseli. Ja proponowałem na ostatnim etapie już prac nad tą uchwałą, żeby PiS wycofał tę uchwałę i przyjęlibyśmy wspólnie tę uchwałę mówiącą o tym, że wszystkie kluby parlamentarne, wszyscy parlamentarzyści będą szukać sposobów wyjścia z kryzysu konstytucyjnego, zaproponują ustawę konsensualną. To byłaby szansa, żeby cały parlament zagłosował za tą ustawą. I była na to szansa chyba w połowie tego tygodnia, tylko wydaje się, że ten przeciek do mediów z Brukseli, to stanowisko Brukseli, które ma być w poniedziałek już oficjalne sprawiło, że sytuacja potoczyła się zupełnie inaczej. Wejdźmy w położenie panie premier - co by pan zrobił, gdyby dostawał obietnice z Brukseli, a potem okazało się, że są one nieważne? - Ja dostałem pismo od szefowej gabinetu pani premier, pani Elżbiety Witek, że przedstawiciel PiS-u będzie uczestniczył w spotkaniu w najbliższy wtorek. To był taki sygnał, że dobrze zrobiliśmy jako opozycja, przesuwając spotkanie, dając szansę rządowi. PiS decyduje się na przyjście i tworzy się przestrzeń do dyskusji. Może trzeba tę przestrzeń przenieść poza parlament i może razem ze związkami i organizacjami pracodawców porozmawiać w Centrum Partnerstwa Społecznego Dialog? Może zaprosić Kościół Katolicki do tego, żeby uczestniczył - jako jeden z mediatorów - w tym całym sporze? PSL stara się wejść w tę rolę mediatora, bo ja poszedłem na spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim. Dostał pan od niektórych po głowie. Inni chwalili. - Nie żałuję - przynajmniej dwie godziny poważnej rozmowy i nakreślonych kilka wspólnych mianowników, takich jak 2/3 do wyboru sędziów. Co prawda ja mówię, że to można zrobić w ustawie, Jarosław Kaczyński mówi bardziej o zmianie konstytucji, ale też nawet to wyrażenie publikacji historycznej - jeżeli będzie całościowa nowa ustawa, w tym będzie się zawierała publikacja (tak jest w naszym projekcie konsensualnym), to jest już krok w dobrą stronę. Dlaczego PSL nie poparło wczoraj uchwały o obronie polskiej suwerenności? - Bo po pierwsze, jeżeli z demokracją jest wszystko w porządku, a tak też twierdzi PiS, to nie ma po co potwierdzać tego uchwałą. Polska suwerenność jest gwarantowana przez polską konstytucję. My nie zrzekliśmy się wstępując do Unii Europejskiej polskiej suwerenności. Zdecydowali o tym Polacy w referendum, jesteśmy w Unii, ale mamy swoje prawa. To jest wspólnota, która moim zdaniem powinna być wspólnotą różnych państw i różnych narodów, przy akceptacji tej różnorodności. Ja nie widzę powodów do takich uchwał, które dzielą Polaków, które wykopują coraz większe rowy w polskich rodzinach. Bo ten spór polityczny on jest naturalny - on jest czasem bardziej ostry, mniej ostry, ale spór się przeniósł na polskie rodziny, dzieli polskie domy. Dzieli polskie domy i ja się na to po prostu nie zgadzam. PSL będzie wszystkimi siłami dążyć do tego, żeby te rowy zasypać. Pani premier wykopała je wczoraj trochę głębsze. A nie dzieli Polaków Komisja Europejska, która tak mocno - wydaje się - chce ingerować w niektóre dziedziny naszego życia, polityki wewnętrznej? - To jest nasza decyzja, co my przyjmujemy, w jakim wymiarze przyjmujemy np. rozporządzenia unijne, jak je implementujemy, czyli przenosimy do prawa polskiego - czy w tym szerszym zakresie, czy w podstawowym. Jak byłem w rządzie, to zawsze staraliśmy się ten pakiet podstawowy przyjmować, na najniższym poziomie obowiązków. Pamiętajmy, że też czerpiemy z Unii Europejskiej. - Nie chciałbym, żeby rykoszetem te działania rządu, to zamieszanie wokół Trybunału - bo o to chodzi przecież - odbiło się na polskich przedsiębiorcach, na polskich rolnikach, na polityce spójności, na budowie autostrad, na zmianach, które następują w polityce społecznej. Trzeba tutaj więcej ostrożności. Mam nadzieję, że pani premier będzie też potrafiła wyciągnąć wnioski z tej wczorajszej debaty, bo co innego jest mówione w Polsce, co innego jest mówione w Brukseli. Nigdy nie dawaliśmy łatwo pola Brukseli np. w sprawach delegowanych pracowników, co jest interesem Polski. Walczyliśmy do końca. A opozycja wyciągnie jakieś wnioski po wczorajszej debacie? Bo też padały bardzo mocne słowa. Pan oskarżał o wojnę domową, były oskarżenia znów, że PiS chce wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej. Posłanka Pomaska ten projekt uchwały, który mam tutaj przed sobą, podarła na mównicy sejmowej. To chyba nie są dobre obyczaje? - Po pierwsze, ta cała sytuacja, którą dzisiaj obserwujemy, jest już wojną domową na poziomie politycznym. Emocje - jeżdżę dużo po Polsce - wśród ludzi są niezwykle wysokie. Trzeba je tonować. Gdyby pani premier wczoraj wyszła i powiedziała: "zapraszam do współpracy, szukajmy, siądźmy teraz". Jeżeli jest dobra wola, to mogę usiąść z panią premier, rozmawiać cały dzień, całą noc, szukać kompromisu, konsensusu. Jestem na to otwarty, pomimo tych trudnych słów, które padały też pod naszym adresem. Myślę, że pani premier jest też w obowiązku - ona nawet w większym - bo ma za sobą większość parlamentarną. PiS jest w stanie rozwiązać ten kryzys sam, ale widzę, że potrzebuje pomocy, pomocy opozycji. Jesteśmy gotowi do dalszych rozmów. Mam nadzieję, że będziemy je przeprowadzali w najbliższy wtorek. Wrócę jeszcze do posłanki Pomaski. Widział pan wczoraj to, co zrobiła na mównicy? - Nie widziałem, akurat w tym momencie nie byłem na sali. Jedna strona narzuciła bardzo wysokie tony emocji, to druga poszła jeszcze dalej. Niedobrze. Jedni i drudzy muszą stonować. Poseł, który wychodzi na mównicę i drze druk sejmowy z godłem Rzeczpospolitej Polskiej - to chyba nie jest dobry obyczaj. - Na pewno nie służy to porozumieniu Polaków, nie służy to szukaniu wyjścia z całej sytuacji. Trzeba przedstawiać takie projekty uchwał, które wzmacniają Polskę i pozycję Polski na arenie międzynarodowej. Projekt uchwały, która by mówiła: szukamy razem kompromisu, koalicja rządząca i opozycja, byłby na pewno wzmacniający Polskę, a nie osłabiający. Panie ministrze, po co to wtorkowe spotkanie? Wydaje się, że po poniedziałkowym oświadczeniu Komisji Europejskiej, które będzie - wszystko na to wskazuje - negatywne, to spotkanie nie ma sensu. - Świat się nie kończy w poniedziałek i spór w Polsce o Trybunał i odbudowa naszego wizerunku nie jest zamknięta. To wszystko jest jeszcze możliwe. Tak czy tak, ten spór trzeba rozwiązać, niezależnie od decyzji Komisji. Ja też bym nie przywiązywał do tego tak wielkiej wagi, że to jest jakiś moment kluczowy. To co się stało przez te kilka dni? Bo pan też był tym, który z łona opozycji chciał rozwiązania tego konfliktu. Wczoraj, w piątek wszystko się zmieniło, w poniedziałek też może być nowa sytuacja. Zdaje się, że ten spór... ... widzicie państwo jaka jest duża dynamika, więc odłóżmy emocje na przyszły tydzień na bok. Ten tydzień będzie krótszy, więc czasu na emocje polityczne może będzie mniej. Usiądźmy na spokojną rozmowę we wtorek, odłóżmy piątek i wszystko, co było do tej pory. Szukajmy wyjścia z tego konfliktu. Szukajmy tych wspólnych mianowników, które doprowadzą Polskę do normalności. A czy opozycja jeździ do Brukseli i mówi coś takiego, co byłoby niezgodne - jak mówi PiS - z polską racją stanu, a zgodne z logiką polsko-polskiej wojny? - PSL ma swoich przedstawicieli w europarlamencie i oni tam mówią jedno: polską racją stanu jest silna Polska obecna w Unii Europejskiej. Myślę, że pod tym jest w stanie i rząd się podpisać i cała opozycja. Politycy PSL, przedstawiciele, którzy są w europarlamencie mówią, że trzeba rozwiązać ten konflikt tutaj w Polsce, bo wtedy możemy go przedstawić w Unii Europejskiej. Polska to nie PiS, też pamiętajmy. Dobry wizerunek Polski leży w interesie każdej formacji politycznej. Chce pan być mediatorem w tym sporze cały czas? - Myślę, że jesteśmy jedyną w tym parlamencie formacją polityczną, która potrafi rozmawiać z dwiema stronami. To jest wartość ludowców. Udowadnialiśmy to w naszej historii - w latach '20 Wincenty Witos potrafił zrzec się swojej pozycji politycznej, stracić stanowisko premiera, ustąpić, żeby uratować spokój w Polsce. To samo robił Roman Malinowski jako szef ludowców w 1989 roku. Musimy doprowadzić do porozumienia. PSL naprawdę się na nikogo nie obraża i będzie szukało drogi wyjścia z tej sytuacji. Rozmawiał Krzysztof Ziemiec