"Za kilkadziesiąt godzin ma się w Polsce zacząć cisza wyborcza, a o godz. 7. rano w niedzielę mają być otwarte lokale wyborcze przez Obwodowe Komisje Wyborcze, które w wielu miejscach nie zostały powołane. Kto do tego doprowadził? To nie wirus, nie epidemia, tylko do tego doprowadzili rządzący brakiem rozwagi. To ferajna z Nowogrodzkiej dopiero wczoraj, pod ścianą, w symbolicznych momencie, kiedy 10 kandydatów na prezydenta debatowało na temat swoich propozycji wyborczych w wyborach, które za chwile miały się odbyć, ale się nie odbędą" - powiedział w czwartek w TVN24 lider ludowców. Według niego, gdyby rządzący chcieli wyjść z sytuacji, którą wywołała epidemia koronawirusa, czyli trudności w przeprowadzeniu wyborów, to wprowadziliby stan klęski żywiołowej. Zaznaczył, że było wspólne stanowisk wszystkich partii opozycyjnych, od Konfederacji, poprzez Koalicję Polską, Lewicę po Koalicję Obywatelską. "Poprzez demokrację wdarły się rządy autorytarne" "Dobrze, że wybory nie odbędą się w maju. Ale to nie jest sukces. To, co się dzieje, jest porażką naszą wspólną, obywateli. Obywatele poniosą ciężar tej porażki i niestety ramy ustrojowe, w których żyjemy, do tego dopuściły, że poprzez demokrację wdarły się rządy autorytarne, które teraz ferajna z Nowogrodzkiej chce utrwalać" - stwierdził Kosiniak-Kamysz. Według kandydata PSL na prezydenta, "to się dzieje dlatego, że nie ma kontroli społecznej, że obywatele nie są gospodarzami tylko mogą być traktowani jak poddani". Jak ocenił, symbolika wczorajszego wydarzenia - porozumienia pomiędzy Jarosławem Gowinem i Jarosławem Kaczyńskim - "była upokarzająca również dla Andrzeja Dudy". Co z orzeczeniem SN? "Karkołomna rzecz" Kosiniak-Kamysz odniósł się też do fragmentu umowy między liderami PiS i Porozumienia, w którym stwierdzono, że "po upływie terminu 10 maja 2020 r. oraz przewidywanym stwierdzeniu przez Sąd Najwyższy nieważności wyborów, wobec ich nieodbycia, Marszałek Sejmu RP ogłosi nowe wybory prezydenckie w pierwszym możliwym terminie". "Sąd Najwyższy stwierdza ważność wyboru prezydenta RP, a nie ważność wyborów. To jest zasadnicza różnica, bo do wyboru prezydenta nie dojdzie, więc nie można stwierdzić ważności czy nieważności czegoś, do czego nie doszło. Nie jestem ekspertem, nie jestem prawnikiem (...), ale wiem, że stwierdzanie nieważności czegoś, co się nie odbyło jest dość karkołomną rzeczą" - powiedział Kosiniak-Kamysz. Wyraził żal, że Porozumienie i jego lider zagłosowali za ustawą o głosowaniu korespondencyjnym, bo gdyby tego nie zrobili, to "rząd nie miałby wyjścia, wprowadziłby stan klęski żywiołowej, czyli potwierdził to, co się dzieje w Polsce od dwóch miesięcy".