Podkreślając, że niedzielny wynik nie stanowi ani początku jego drogi w polityce, ani jej końca, Kosiniak-Kamysz ocenił, że na jego kształt miały wpływ pojawiające się przed wyborami niekorzystne dla niego sondaże. Według wyników badania exit poll przeprowadzonego przez Ipsos Władysław Kosiniak-Kamysz uzyskał w wyborach prezydenckich 2,6 proc. poparcia. W drugiej turze wyborów zmierzą się Andrzej Duda i Rafał Trzaskowski. "Dziękuję przede wszystkim za to, że byliście ze mną przez te ostatnie osiem, dziewięć miesięcy tej najdłuższej kampanii prezydenckiej w historii, która miała swoje różne zmienne, taki rollercoaster odbył się w tej kampanii" - mówił do zebranych na swoim wieczorze wyborczym Kosiniak-Kamysz. "Jest finał - oczywiście nie daje mi on osobiście satysfakcji, nie ma co ukrywać" - przyznał polityk. Mówiąc o zaproponowanym przez siebie programie, wskazywał, że jest to propozycja Polski, "która nie jest Polską podzieloną, a Polską wspólnotową, która nie ulega bratobójczej walce". "Na to pytanie zadane dzisiaj naszym rodakom uzyskałem odpowiedź, może to jeszcze nie ten moment, może to jeszcze nie ta chwila, ale ja dalej wierzę, że to jedyna słuszna droga" - wskazał. "Nie wierzę, że z bratobójczej wojny wyjdzie na końcu coś dobrego, ale taka jest decyzja, ja szanuję decyzję moich rodaków" - podkreślił szef PSL. Stwierdził, że polaryzacja na scenie politycznej okazała się silniejsza, niż się wydawało. "Zobaczymy, czy polaryzacja przynosi owoce, te dobre owoce, czy przynosi straty i przynosi trudne doświadczenia" - powiedział Kosiniak-Kamysz. To nie jest ani początek mojej drogi w polityce ani jej koniec. Wiem, że przyjdzie pewnie taki moment, w którym trzeba będzie jeszcze raz powiedzieć, że się podejmuje wyzwanie, że się walczy o lepszą Polskę, że się będzie o to zabiegać do ostatnich chwil. Nie wygra się tej walki, jeśli się podda się w momencie trudniejszym - dzisiaj jest trudniejszy, dla mnie osobiście jest na pewno trudniejszy" - przyznał. Szef PSL pogratulował swoim kontrkandydatom. Dziękował też tym, którzy współpracowali z nim w czasie kampanii, zwracając uwagę na zaangażowanie swojej żony. "Nie widziałem do tej pory, żeby jakakolwiek żona kandydata tak się angażowała, tutaj było to zaangażowanie stuprocentowe" - podkreślił. Zapewnił jednocześnie, że przez "każdą minutę kampanii" dawał z siebie tyle, ile potrafił, co zostało nagrodzone brawami i okrzykami "Dziękujemy!". "Nie mam poczucia satysfakcji, ale mam poczucie, że jak jutro rano wstanę, to w lustro będę mógł spojrzeć i powiedzieć sobie: 'tyle, ile byłeś w stanie, nieidealnie, ale tyle, ile potrafiłeś - zrobiłeś'. Tego też mi nikt nie odbierze, żaden wynik, żaden sondaż, żadna manipulacja, która pewnie w jakimś stopniu do tego doprowadziła" - oświadczył. "To jest ten mechanizm plebiscytu" W późniejszej rozmowie z dziennikarzami Kosiniak-Kamysz zwrócił uwagę, że sondaże przedwyborcze dawały mu słabe wyniki, czym mogli zasugerować się wyborcy. "Jeżeli przez kilka tygodni sondaże zaczęły pokazywać niskie wyniki, to one się pewnie przebiły do świadomości i wiele osób uznało: 'kurczę, może fajny, może merytoryczny, chce dyskutować, chce debatować, ale nie wejdzie do drugiej tury, to pójdę i zagłosuję na zwycięzcę'. To jest ten mechanizm plebiscytu, który teraz zafunkcjonował po raz kolejny - nie udało się tego przełamać" - ocenił Kosiniak-Kamysz. "Nie zamierzam rezygnować" Pytany o powyborcze rozliczenia, polityk podkreślił, że nie zamierza zrezygnować z funkcji prezesa PSL. "Nie zamierzam rezygnować, to mówię jednoznacznie" - podkreślił Kosiniak-Kamysz. Dodał, że przepracował ten czas "najuczciwiej i najlepiej", jak potrafił. Zaznaczył przy tym, że podda się ocenie podczas kongresu partii. Dodał też, że wyniki kandydatów PSL w wyborach prezydenckich z ostatnich 15 lat są zbliżone do tego, który dziś uzyskał on. "Nie jest to pewnie nasza konkurencja" - stwierdził. Przekazanie poparcia Na pytanie o przekazanie poparcia Andrzejowi Dudzie albo Rafałowi Trzaskowskiemu, Kosiniak-Kamysz odparł, że najpierw trzeba poczekać na oficjalne wyniki wyborów. Zapewnił, że sam na pewno pójdzie głosować w II turze wyborów. Jak ocenił, zarówno Duda, jak i Trzaskowski uzyskali wyniki, które nie zapewniają "mocnej drogi do drugiej tury". "Ale jest to wynik dobry dla Andrzeja Dudy i satysfakcjonujący dla Trzaskowskiego" - zauważył. Jak dodał, na starcie kandydata KO Rafała Trzaskowskiego prawdopodobnie najwięcej stracili on i kandydat Lewicy Robert Biedroń. Szef PSL zaznaczył, że żaden z kandydatów nie prowadził kampanii tak długo jak on i w najbliższym czasie "chciałby trochę odpocząć". "A potem wracamy do ciężkiej politycznej pracy" - zapewnił.