Premier Mateusz Morawiecki przebywa z wizytą w Stanach Zjednoczonych. We wtorek wieczorem spotkał się z wiceprezydent Kamalą Harris. W środę premier odwiedził zakłady zbrojeniowe Lockheed Martin, gdzie produkowane są m.in. zakupione przez Polskę samoloty F-35. Kolejny punkt w programie to wizyta w Anniston Army Depot, głównej placówce armii USA, zajmującej się produkcją i naprawą naziemnych pojazdów bojowych, gdzie remontowane są zakupione przez Polskę czołgi Abrams. Dobry moment wizyty Jak ustaliła Interia, pierwsze zaproszenie wystosowano podczas pobytu Joe Bidena w Warszawie przy okazji rocznicy wybuchu wojny w Ukrainie. Wizyta była przygotowywana od kilku tygodni. Obecność polskiego premiera w Waszyngtonie nabrała całkiem innego znaczenia w kontekście niedawnej wizyty Emmanuela Macrona w Chinach, w trakcie której prezydent Francji stwierdził m.in. że Europa musi się oprzeć presji zostania "naśladowcą Ameryki", a odnosząc się do napięć między Chinami a USA w sprawie statusu Tajwanu, dodał, że Europa nie powinna wikłać się w "kryzysy, które nie są nasze". - Dobrze, że ta wizyta ma miejsce w takim momencie, gdy można i trzeba podkreślić, że Polska nie akceptuje wizji polityki europejskiej, burzącej jedność wspólnoty transatlantyckiej - mówi Interii były szef MSZ Witold Waszczykowski, dodając, że wizyta Morawieckiego w USA stała się dobrą odpowiedzią na wizytę Macrona i Ursuli von der Leyen w Chinach. - Prezydent Macron jest zwolennikiem utrzymywania dobrych relacji gospodarczych z Chinami wbrew ocenie amerykańskiej, która chciałaby Chiny izolować. Macron wykalkulował, że skoro Europa ma dobre gospodarcze relacje z Chinami, to może zagrać tą kartą i wpłynąć za pośrednictwem Chin na Rosję - tłumaczy dr Małgorzata Bonikowska, prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych. - Samo założenie nie jest błędne, powstaje tylko zasadnicze pytanie, kto tu kogo rozgrywa: Macron Chiny czy Chiny Macrona? - zastanawia się. Strategiczna autonomia kontra strategiczne partnerstwo Temat słów Macrona, który nawoływał do "strategicznej autonomii" Europy, pojawił się wielokrotnie podczas rozmowy premiera Morawieckiego z wiceprezydent Harris. Podobnie jak zapewnienia o tym, że Polska chce strategicznego partnerstwa z USA, obejmującego zarówno współpracę w powstrzymywaniu Rosji, ale także przyszłych zagrożeń, o których premier Morawiecki mówił w kontekście Chin. - Słowa Macrona bardziej niż w interes amerykański uderzają w interes państw wschodniej flanki NATO, więc nie dziwi, że ten temat tak wybrzmiał podczas rozmowy premiera Morawieckiego z Kamalą Harris - mówi Interii Mateusz Piotrowski, analityk ds. amerykańskich z PISM. Tłumaczy także, dlaczego premier spotkał się z nią, a nie z Joe Bidenem. - Przyjęło się w amerykańskiej dyplomacji, że odpowiednikiem dla premiera jest wiceprezydent, więc to naturalne, że z premierem Morawieckim spotyka się Kamala Harris - wyjaśnia. Premier Morawiecki podczas konferencji po tym spotkaniu akcentował fakt, że to nie "stara Europa", lecz "nowa Europa, której liderem jest Polska" miała rację w ocenie Rosji i ma ją także dzisiaj, dostrzegając niebezpieczeństwo w słowach prezydenta Macrona. Ekspertów nie dziwią twarde reakcje części przywódców europejskich na słowa Emmanuela Macrona, zwłaszcza tych z krajów Europy wschodniej. - Każdy wyłom w jednolitym froncie pod przywództwem USA jest dla Polski i krajów wschodnich niebezpieczny, stąd twarda reakcja części przywódców europejskich na słowa prezydenta Francji. Ale to pęknięcie w ocenie podejścia najpierw do Rosji, a teraz do Chin widać coraz wyraźniej. Dlatego potrzebny jest dialog z krajami z twardego jądra unijnego jak Francja czy Niemcy i Polska mogłaby odegrać rolę łącznika w takim dialogu, pod warunkiem, że mielibyśmy dobre relacje nie tylko z USA i Wielką Brytanią, ale także Niemcami, Francją i innymi kluczowymi krajami Unii Europejskiej - wskazuje dr Małgorzata Bonikowska. Witold Waszczykowski, były minister spraw zagranicznych, dziś europoseł PiS nie ma wątpliwości, że wypowiedź prezydenta Francji, który forsuje własną wizję autonomicznej Europy, może zrobić wiele złego, bo rozbija jedność wspólnoty transatlantyckiej. - Macron nie pierwszy raz wypowiada się, idąc w poprzek europejskim interesom. Pamiętamy, jak mówił o mózgowej śmierci NATO. W momencie, gdy mamy do czynienia z budową bloku państw autorytarnych i flirtem Rosji, która chce, by ten blok zasiliły także Chiny, takie wypowiedzi to wielki błąd - uważa były szef MSZ. Wyzwanie dla polskiej polityki zagranicznej Polityk z otoczenia premiera przekonuje w rozmowie z Interią, że Amerykanie dzisiaj lepiej rozumieją, że zachód Europy jest dużo bardziej zdystansowany wobec USA od Polski. Dodaje, że nieprzypadkowo Morawiecki pojawił się w USA tuż po wizycie prezydenta Zełenskiego w Polsce. - Nasza perspektywa na to, co dzieje się na Ukrainie, jest dla Amerykanów dziś ważna - przekonuje nasz rozmówca. Mateusz Piotrowski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych studzi jednak nieco ten entuzjazm, wskazując, że amerykańska administracja nawet po wybuchu wojny w Ukrainie nie zmieniła zasadniczo podejścia do swoich europejskich sojuszników i nadal głównym partnerem w Europie pozostają dla USA Niemcy. - Europa zachodnia długo ignorowała ostrzeżenia płynące z krajów Europy Środkowo-Wschodniej na temat imperialnych ambicji Rosji, ale nie oszukujmy się, amerykańskie władze też te sygnały, płynące m.in. z Polski latami ignorowały. Nie jestem wcale przekonany, że to podejście diametralnie się zmieniło i teraz głos krajów wschodniej flanki NATO jest i będzie słuchany w pierwszej kolejności - wskazuje w rozmowie z Interią. - To wciąż pozostaje wyzwaniem dla polskiej polityki zagranicznej - uważa ekspert. Dr Małgorzata Bonikowska podkreśla, że Polska ma historyczną szansę, by pozycjonować się jako łącznik między interesami USA i wschodniej flanki NATO z jednej strony, a interesami Europy Zachodniej z drugiej. - Na razie jednak nie widać chęci wykorzystania tej szansy. Bo jest wrażenie, że nie potrzebujemy ani Francji ani Niemiec, bo mamy sojusz z USA i to wystarczy. Tak nie jest - mówi i tłumaczy, że jako partner w relacjach z USA i Wielką Brytanią Polska będzie znaczyć najwięcej, gdy będzie silnym graczem wewnątrz Unii Europejskiej.