Prokuratura postawiła oskarżonemu łącznie 24 zarzuty. Większość dotyczyła czerpania korzyści osobistych przez nadużywanie zajmowanego stanowiska - dyrektor miał wykorzystywać pracowników przede wszystkim do zbioru śliwek oraz innych prac w gospodarstwie rolnym w Szydłowie. Dyrektora oskarżono także o przyjęcie korzyści majątkowych od dwóch pracowników. Sąd uznał oskarżonego winnym wszystkich zarzucanych czynów i wymierzył mu karę łączną dwóch lat pozbawienia wolności. - W ocenie sądu tylko bezwzględna kara pozbawienia wolności jest w stanie oddać wysoki stopień winy i społecznej szkodliwości czynu Władysława Staweckiego oraz uczyni zadość poczuciu sprawiedliwości - powiedział w uzasadnieniu wyroku przewodniczący składu orzekającego Tomasz Zieliński. Sędzia podkreślił, że oskarżony wytworzył wśród pracowników atmosferę strachu, nerwowości i niepewności. Osoby, które nie chciały w pełni w podporządkować się Staweckiemu, były szykanowane, a pracownicy, którzy świadczyli różne prace na jego rzecz robili to z obawy, że utracą pracę. Według sądu oskarżony czuł się bezkarny w swoich działaniach nie próbując nawet dokładnie ukrywać faktu pobierania korzyści osobistych i majątkowych. Wyrok nie jest prawomocny. Obrońca oskarżonego zapowiedział w rozmowie z dziennikarzami apelację. Sąd zezwolił na publikację danych osobowych dyrektora, gdyż przemawia za tym interes społeczny. Na ławie oskarżonych oprócz dyrektora zasiadało w tym procesie dwoje innych pracowników szkoły. Sekretarkę oskarżoną o udzielenie dyrektorowi pomocy w przyjęciu korzyści majątkowych od innego pracownika sąd skazał na karę dziewięciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu i grzywnę. Dozorca-palacz za wręczenie dyrektorowi łapówki w zamian za dodatkowy urlop został skazany na siedem miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu i grzywnę. Oskarżeni nie przyznali się do winy. Według aktu oskarżenia jeden z pracowników miał świadczyć dyrektorowi pracę aż 300 razy, drugi - sto razy, inni po kilka - kilkadziesiąt razy. Większość zarzutów dotyczy zbioru śliwek i innych prac w jego gospodarstwie rolnym w Szydłowie. Sprzątaczki - według prokuratury - myły dyrektorowi samochód i sprzątały prywatne mieszkanie. Inni pracownicy wykonali remont w mieszkaniu córki dyrektora w Warszawie. Proceder miał trwać od 1994 roku. Dyrektor nie przyznał się do przyjęcia łapówek. Powiedział na pierwszej rozprawie, iż faktem jest, że niektórzy pracownicy szkoły pomagali mu w gospodarstwie, ale robili to dobrowolnie, bez żadnego przymusu. Wyjaśnił, że były to jednostkowe sytuacje, a nie tak "astronomiczne ilości" jak w akcie oskarżenia. W zamian pracownicy brali sobie płody rolne, w ilościach jakie chcieli, np. cały bagażnik śliwek.