W naradach w Kancelarii Premiera uczestniczy Jan Krzysztof Bielecki i najbliżsi współpracownicy szefa rządu, Donalda Tuska. Nasza dziennikarka dowiedziała się, że rozważają dymisję nie tylko minister Muchy i minister Szumilas, ale także Michała Boniego, który w rządzie odpowiada za cyfryzację. - Michał miał się sprawdzić w boju i dojrzeć, i z nieco przemądrzałego teoretyka zamienić się w praktyka, ale organizacja resortu nie jest jego najmocniejszą stroną - usłyszała nieoficjalnie Agnieszka Burzyńska od jednego ze współpracowników premiera Tuska. Trzy nazwiska to jednak za mało, aby można było mówić o prawdziwej rekonstrukcji. W następnej kolejności pojawiają się więc nazwiska ministrów: sprawiedliwości - Jarosława Gowina, zdrowia - Bartosza Arłukowicza i spraw wewnętrznych - Jacka Cichockiego. Pierwszy otworzył zbyt wiele frontów, na żadnym nie wygrał, a na niektórych poległ. Jego wyrzucenie mogłoby jednak skutkować utratą większości w Sejmie. Podczas ostatniego głosowania dwóch posłów z tak zwanej gowinowej frakcji zagłosowało przeciwko rządowi. Gabinet Tuska przegrał. Porażka jest prestiżowa i pokazuje, jak kruchą większość ma w parlamencie koalicja. Drugi, czyli minister zdrowia, choć cieszący się sympatią premiera w kryzysowych sytuacjach, ucieka i chowa się za plecami swoich zastępców, co drażni otoczenie szefa rządu. Tu jednak pojawia się problem następcy, który można nazwać: kompletny brak pomysłu. Trzeci, Jacek Cichocki miał mieć nadzór nad służbami specjalnymi, ale afera Amber Gold obnażyła słabość resortu. Choć Donald Tusk publicznie broni służb, to za zamkniętymi drzwiami nie szczędzi gorzkich słów pod adresem tych, którzy go nie ostrzegli. Zresztą słowa syna premiera o tym, że ojciec obawia się rozmawiać przez telefon, bo boi się podsłuchów, najlepiej świadczą o stopniu zaufania. Premier na podjęcie decyzji ma jeszcze ponad trzy tygodnie, do expose. Na razie wnioski z rekonstrukcyjnych narad są takie, że szef rządu chciałby, ale nie bardzo wie jak. Poza tym i to chyba sprawa kluczowa: wyrzucając ministrów musiałby powiedzieć, że sobie nie poradzili, czyli musiałby się przyznać do własnego błędu. A tego premier wyjątkowo nie lubi. Czytaj rmf24.pl