- Co pani czuła, kiedy zobaczyła wyniki wyborów? Poczucie ulgi? - pyta "SE". - Radość. Coś takiego fajnego, jak człowiekowi się uda. Jak zda ważny egzamin albo jak wchodzi się do posprzątanego mieszkania. - Czy w kampanii wyborczej codziennie rozmawialiście w domu o wyborach, sondażach, słupkach poparcia? - Trochę było tej polityki... Czasami mąż mówił mi, co zmienią teraz w kampanii albo jakie będą nowe spoty wyborcze. Kiedy Donald śledził na ekranie finał kampanii wyborczej, widziałam na jego twarzy narastające napięcie. Na jego rozładowanie najlepsza była wtedy rozmowa... - W przegranych przez męża wyborach prezydenckich dwa lata temu zapewne tych emocji było więcej? - Tak. Tym razem było o wiele spokojniej. Mąż miał większy dystans do tej kampanii i wyborów. Ja zresztą też. - A jak pani wspomina tamten okres? Mąż przegrał wybory, choć sondaże wskazywały zupełnie co innego. Mówiło się, że był to najcięższy okres dla Donalda Tuska. - Ja absolutnie się z tym nie zgadzam. Wszyscy mówili, że mojemu mężowi było bardzo ciężko, ale ja tak tego nie odbierałam. - Nie miał poczucia porażki? Pani była na co dzień z mężem. Widziała to doskonale... - Była ulga, że wreszcie skończył się ten czas. Kampania była dla nas bardzo męcząca. Mąż tuż po przegranych wyborach prezydenckich skoncentrował się na rodzinie. Siostra Donalda - Sonia Tusk miała wypadek, a niedługo później bardzo rozchorowała się mama męża - Ewa Tusk, która zresztą nadal jest w szpitalu. Wyraz zatroskania męża, który był kojarzony z przegraną w wyborach, wiązał się wtedy z trudną sytuacją osobistą. - W kampanii przed wyborami prezydenckimi mówiło się, że jedną z przyczyn porażki szefa PO była jego samotność. Teraz to się zmieniło? - Ja tego nie zauważyłam. Mąż przegrał tamte wybory przez ataki na naszą rodzinę. Wszyscy się uczą na błędach. Trzeba przejść pewną drogę i wyciągnąć wnioski. I Donald teraz tak zrobił. - Dlaczego przewodniczący tak ukrywa się z szefem PSL Waldemarem Pawlakiem przed mediami. I utajnił negocjacje? - To celowe działanie, żeby rozmowy przebiegały szybciej i sprawniej. Chodzi o pokazanie nowej jakości w polityce, że można bez problemu się dogadać. Ostatnio mąż mówił, że prawie wszystko jest już ustalone. Był zmęczony, ale bardzo zadowolony, że rozmowy przebiegają bez stresu. - Mąż nie przyjeżdża do domu i nie narzeka: "Ach ten Pawlak, co on się tak uparł na tę gospodarkę"? - Odwrotnie. Jest zdania, że jeżeli ktoś czegoś bardzo chce, to trzeba mu to dać. Donald nie znosi się kłócić z ludźmi. Jeśli my czasami sprzeczamy się ze sobą, to mąż jest pierwszą osobą, która z tej kłótni szybko chce się wycofać. Poza tym, jeśli Platforma była przez ostatnie lata razem z ludowcami w opozycji, to mąż znajdzie porozumienie z liderem PSL. W tych rozmowach jest dużo sympatii. - Przeprowadza się pani wraz z mężem do rządowej willi w Warszawie? - Na razie nie myślimy o tym. Mąż nie jest jeszcze premierem i nie wiadomo, czy nim w ogóle zostanie. Kiedy nie ma nominacji, nie zastanawiamy się nad takimi sprawami. - Jak pani radziła sobie z tak częstą nieobecnością męża w domu? Kiedy zostanie premierem, będzie miał jeszcze mniej czasu dla pani. - Przyzwyczaiłam się do tego. Praca polityka jest bardzo ciężka i stresująca. Ale wiem, że to zawód życia mojego męża. - Bywa pani zazdrosna o Donalda? - Cały czas jestem o niego zazdrosna. Zazdrość jest takim uczuciem, które towarzyszy w związku dwojga ludzi. Każdy człowiek jest wielką niewiadomą. Nie mogę powiedzieć, że jestem go w 100 proc. pewna. Trzeba dbać o drugiego człowieka, żeby był szczęśliwy. Tak samo mąż powinien dbać o mnie. - Dawał powody do zazdrości? - Nie. Ale wiem, że lubi towarzystwo kobiet. Wyniósł to z rodzinnego domu. Był wychowany przez mamę i mieszkał z siostrą. To jest naturalne, że on nie boi się kobiet i darzy je sympatią. Wydaje mi się, że bardziej lubi przebywać wśród kobiet i łatwiej się z nimi dogaduje. - Potrafi przyjechać po wyczerpującym tygodniu pracy, wejść do domu i rzucić hasło: "Idziemy do kina albo na zakupy"? - Kino to nasza ulubiona forma spędzania czasu. Ostatnio wspólnie byliśmy na "Transformers". Bardzo fajny film... "Shrek" też mu się podobał. A na "Królu Lwie", na który poszedł z córką, płakał jak bóbr ze wzruszenia. Na zakupy lubi chodzić, ale szybko traci cierpliwość. Ostatnio byliśmy w jednym z centrów handlowych, a on poszedł do fryzjera. Po kilkunastu minutach wyszedł uśmiechnięty i stwierdził: "Koniec zakupów, wracamy do domu"... - Jeśli pralka się zepsuje w domu, to mąż ją naprawi? - Gdzie tam... On uważa, że od naprawy takich rzeczy są specjaliści. Mówi wtedy: "Po co mam zabierać się za to, skoro jeszcze bardziej zepsuję"... Mąż nie przywiązuje wagi do takich rzeczy. Ani do nowinek technicznych. Z komputera zaczął korzystać dopiero dwa lata temu. - Wybrała pani już mężowi koszulę na zaprzysiężenie rządu? - Nie... Większość koszul Donald trzyma w Sejmie i pewnie wybierze jedną z nich. Kiedyś pytał mnie, jak się ubrać, teraz radzi się córki. Może z wyjątkiem garnituru. Mój mąż po prostu taki jest - nie przywiązuje większej wagi do zakupu ubrań. W tej kwestii decyzję podejmuję ja z córką, nawet jeśli chodzi o skarpetki.