Wielki spór o zarobki lekarzy. "Patologia systemu" kontra "oberwą pacjenci"
Niewielki guz w piersi przeraził Agnieszkę. Po obejrzeniu poradnika w sieci i samobadaniu podjęła decyzję: Konieczna będzie pilna wizyta u onkologa. W szpitalu powiatowym w jej mieście w południowo-wschodniej Polsce taki specjalista przyjmuje... raz w tygodniu. Jednak kryzys w ochronie zdrowia wkrótce może pogłębić się jeszcze bardziej. Część medyków z niepokojem patrzy na propozycje resortu. Twierdzą, że na obniżeniu płac lekarzom ostatecznie stracą pacjenci.

Kolejny szpital powiatowy zamyka oddział. Kryzys w szpitalu. Placówka nie ma pieniędzy na leczenie pacjentów - takie i wiele innych nagłówków przewija się w przestrzeni publicznej od miesięcy. O kryzysie w służbie zdrowia mówi się od dawna, ale w ostatnim czasie na pierwszy plan tych rozmów wybijają się horrendalnie wysokie płace części medyków.
Gdy dyrektor szpitala w Koninie zapowiedziała, że placówka zaprzestaje przyjmowania nowych pacjentów onkologicznych z braku środków, wszyscy zastanawiali się, jak to możliwe, że równocześnie płaci 200 tys. złotych miesięcznie jednemu z kardiologów. Wreszcie resort zdrowia z nową minister Jolantą Sobierańską-Grendą na czele postanowił wziąć się za kominy płacowe lekarzy. Padły konkretne propozycje, ale równie konkretne są kontrargumenty. Padają też gorzkie słowa, że na zmianach najbardziej stracą sami pacjenci.
Zarobki lekarzy. "To ustawa o zamknięciu szpitali powiatowych"
Z końcem października na spotkaniu prezydium Trójstronnego zespołu ds. ochrony zdrowia dyskutowano o zmianach w wynagrodzeniach medyków. Ministerstwo Zdrowia zaproponowało wprowadzenie ograniczeń wynagrodzeń. Padły konkretne liczy: lekarze mieliby zarabiać około 40 tys. złotych brutto miesięcznie, a w uzasadnionych przypadkach do 48 tys. zł. To jednak niejedyna zmiana, jaką resort proponuje.
- Najbardziej medialny zapis dotyczy zarobków lekarzy, ale są tam punkty bardziej ingerujące w system. Mówiąc wprost, zmiany zaproponowane przez ministerstwo mogą sprawić, że ten system stanie się niewydolny - mówi w rozmowie z Interią dr Jakub Kosikowski z Naczelnej Rady Lekarskiej.
Lekarz tłumaczy, że obecnie do wielu szpitali powiatowych raz w tygodniu przyjeżdża lekarz z miasta wojewódzkiego i wykonuje operację biodra, ablację kardiologiczną, zaćmę i inne zabiegi, które nie są tam wykonywane codziennie, bo nie ma na tyle pacjentów. Wśród dyskutowanych zmian miała pojawić się też propozycja dotycząca obowiązku pracy w placówce w wymiarze minimum pół etatu.
- Jeśli to zostanie wprowadzone, to ci lekarze nie będą mogli już przyjeżdżać raz w tygodniu, żeby operować. W związku z tym szpital straci źródło przychodu, bo to są te procedury dobrze płatne i szpitale się z tego utrzymują - mówi Interii dr Kosikowski.
Podkreśla, że te słynne medialne rekordowe pensje ma kilkuset z 150 tysięcy lekarzy w Polsce, to oni mają ponad milion złotych zarobku rocznie, ale to też oni zarabiają najwięcej dla szpitala.
Z danych Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (AOTMiT) wynika, że mediana wartości kontraktu lekarza specjalisty to 24,6 tys. zł (dane dotyczyły września 2024 r.). Przy czym lekarz może mieć kilka kontraktów podpisanych z różnymi szpitalami. 1 proc. najwyższych kontraktów to od 100 do 300 tys. zł. AOTMiT odnotował 431 takich umów we wrześniu 2024 r.
- Żaden dyrektor nie da takiej pensji pediatrze czy interniście, tylko słynnemu już kardiologowi, który zarobi miesięcznie dla szpitala 2 miliony przychodu i dzięki niemu utrzymają się inne oddziały - konkluduje rozmówca Interii.
Dr Kosikowski podkreśla, że jeśli zmiana wejdzie w życie, to pacjenci stracą dostęp do wielu procedur bliżej miejsca zamieszkania. - To powinno nazywać się nie ustawa o ograniczeniu zarobku, tylko ustawa o zamknięciu szpitali powiatowych, bo do tego może doprowadzić. To ogromna mina w tym pomyśle, które ministerstwo przedstawiło - mówi wprost lekarz.
Głos ze strony szpitali. "Nic nie osiągniemy"
O zdanie pytamy dyrektorów szpitali. - Wynagrodzenia w ochronie zdrowia powinny być adekwatne do kwalifikacji i odpowiedzialności, ale jednocześnie muszą uwzględniać realne możliwości budżetu państwa i Narodowego Funduszu Zdrowia - mówi Interii Marek Haber, dyrektor szpitala w Suchej Beskidzkiej.
Jego zdaniem propozycje przedstawione przez Ministerstwo Zdrowia wydają się rozsądne i akceptowalne. - Kierunek zmian można ocenić pozytywnie, szczególnie jeśli uda się przy tym zachować równowagę między wynagradzaniem personelu medycznego a stabilnością finansową placówek publicznych - przyznaje.
Mniej optymizmu w planach resortu zdrowia dostrzega Małgorzata Bryndza, dyrektor szpitala powiatowego w Lesku, czyli słynnej "ostatniej porodówki w Bieszczadach", której działalność zawieszono ze względu na milionowe zadłużenie.
- Tam, gdzie są braki lekarzy, jak np w Bieszczadach, dyrektorzy i tak rywalizując o kadrę, będą musieli windować stawki, więc zarobków to w takich miejscach nie zahamuje - ocenia.
Zdaniem szefowej placówki, miałoby to sens gdyby ograniczenia wprowadzono, jako odgórny wymóg prawny, czyli zmusiłoby to dyrektorów i prywatne placówki do jednolitego trzymania się zasad wynagradzania. - Ważne jak to będzie zapisane w ustawie. Jeśli to będzie tylko rekomendacja, to nic tym nie osiągniemy, bo braki kadrowe nadal będą windować wynagrodzenia - ocenia Bryndza.
"Doraźne rozwiązanie i przerzucanie winy na lekarzy"
Do propozycji Ministerstwa Zdrowia odniosła się też w poniedziałek Grażyna Cebula-Kubat, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL).
"Zamiast długofalowej strategii opartej na analizie potrzeb zdrowotnych społeczeństwa, kolejne ekipy rządzące proponują doraźne rozwiązania, które mają poprawić wskaźniki lub "opanować sytuację" w krótkiej perspektywie" - przekazała.
Przewodnicząca OZZL napisała w oficjalnym komunikacie, że ostatnie propozycje Ministerstwa Zdrowia, zakładające m.in. wprowadzenie limitów wynagrodzeń lekarzy kontraktowych oraz zmian w zasadach zatrudniania w sektorze publicznym, to przerzucanie odpowiedzialności za kryzys w systemie opieki zdrowotnej na lekarzy.
"To nie lekarze odpowiadają za niedoszacowane ryczałty, źle wycenione procedury, brak środków w NFZ i nieadekwatny procent PKB przeznaczany na zdrowie. Odpowiada za to system, który od lat nie dostosowuje się do rzeczywistych potrzeb pacjentów." - podkreśla Grażyna Cebula-Kubat.
O limitach wynagrodzeń dla lekarzy i wyzwaniach stojących przed szpitalami rozmawialiśmy z Michałem Modro, prawnikiem specjalizującym się w ochronie zdrowia od ponad 20 lat i członkiem Zespołu Trójstronnego przy Ministrze Zdrowia.
- Lekarze mają świadomość patologii systemu i wiedzą, że dochodzi do sytuacji, w których faktury wystawione przez medyków są niewspółmierne do nakładu ich pracy. Ta współmierność jest kluczowa, bo możemy mieć chirurga, który robi 100 zabiegów miesięcznie i szpital zarabia na nich 3 miliony złotych. Wtedy te 100 tysięcy wynagrodzenia jest uczciwe, bo on zapewnia nieprawdopodobny przychód szpitalowi. Patologią są sytuacje, kiedy lekarz zarabia 100 tysięcy, a szpital nie ma pieniędzy na utrzymanie sal operacyjnych - mówił mecenas Modro.
Całą rozmowę można przeczytać TUTAJ.
"Pretekst" i "prawdziwy" cel ministerstwa
Limity w zarobkach medyków, to nie jedyna propozycja resortu. Kolejna dotyczy zawierania umów o pracę z wynagrodzeniem za godzinę, a nie za pacjenta. Dr Jakub Kosikowski z Naczelnej Izby Lekarskiej wylicza, że radiologia, endoskopia, patomorfologia i wiele innych dziecin medycyny opierają się na zapłacie za wynik. W poradniach specjalistycznych też dostaje się wynagrodzenie od pacjenta.
- W praktyce to znaczy, że im więcej zrobisz, tym więcej zarobisz i więcej zarobi szpital. Teraz będzie, jak za komuny, czyli czy się stoi, czy się leży, to się należy. Wątpię, że wydolność systemu dzięki temu wzrośnie - mówi Interii medyk.
W ocenie Kosikowskiego działania nie są na skierowane to, żeby obniżyć pensje lekarzy, to jest pretekst. Do czego? - Chodzi o to, żeby pod koniec roku pani minister nie musiała mówić, że zabiegi są przekładane, bo zabrakło pieniędzy. Nie zabraknie, bo w 12 miesięcy będziemy diagnozować i leczyć tylu pacjentów, ilu do tej pory w 9, bo system będzie pracował wolniej i wiele procedur w powiecie zostanie po prostu skasowanych - analizuje członek Naczelnej Izby Lekarskiej.
Jednocześnie przyznaje, że takie kominy płacowe są ewidentnie szkodliwe dla systemu, ale sposób, który zaproponowało teraz ministerstwo, nie jest rozwiązaniem problemu, a jedynie usuwaniem skutków. - Dzięki tym zamianom najbardziej oberwą nie lekarze, a szpitale powiatowe i pacjenci, którzy stracą dostępność do procedur wysokospecjalistycznych w swoim regionie - podkreśla dr Kosikowski.
"Ministerstwo chce naszymi rękami zamknąć szpitale powiatowe"
W wielu miastach powiatowych powtarza się taki scenariusz: specjalista przyjmujący w placówce raz w tygodniu przez kilka godzin. Tak jest w szpitali powiatowym w Lesku, gdzie chirurg w poradni przyjmuje tylko w czwartki przez trzy godziny czy w szpitalu powiatowym w Hrubieszowie, gdzie od października udało się wznowić działalność poradni chorób zakaźnych. Działa. Raz w tygodniu. Dzięki temu osoby takie jak Agnieszka mogą zapisać się do specjalisty w swoim mieście. Dla wielu ludzi starszych, wykluczonych komunikacyjnie, to jedyna szansa na konsultację z lekarzem specjalizującym się w konkretnej dziedzinie medycyny.
- Obawiamy się, że ministerstwo chce naszymi rękami zamknąć szpitale powiatowe. Wyjdzie pani minister i powie, że za 36 tys. brutto żaden lekarz nie chce przyjechać do ich miasta - uważa dr Jakub Kosikowski z NIL.
Dodaje, że medialnie fajnie to brzmi, bo wszyscy rozmawiają o tym, że medycy zarabiają za dużo.
- Mamy tego świadomość, ale też dużo pracujemy i często ta miesięczna kwota wynika z większej przepracowanej liczby godzin - mówi rozmówca Interii. Podkreśla, że te największe zarobki to często są lekarze, którzy robią rzeczy unikatowe.
- To są jednostki wykonujące zabiegi, których niemal nikt inny w Polsce nie robi i jeśli nie będą robić tego tutaj, to w Stanach, Dubaju czy innym kraju znajdą bez problemu pracę, nawet za większe pieniądze. Pytanie, czy tego właśnie chcemy - pyta Kosikowski.
Do 7 listopada do Ministerstwa Zdrowia można składać uwagi i propozycje dotyczące uregulowania płacy minimalnej i kontraktów medyków. Należy wysyłać je na adres: wynagrodzeniads@mz.gov.pl.
Paulina Sowa (paulina.sowa@firma.interia.pl)














