Przy pokojach, które w gmachu Sejmu zajmowały kluby LPR i Samoobrony, kilka wielkich pudeł, stosy gazet, szczelnie związane worki i zwinięte partyjne wywieszki z logo, na tle których organizowano setki konferencji prasowych. To znak, że to już koniec. Partie, które nie dostały się do Sejmu przyszłej kadencji, mają czas do końca tygodnia, aby się spakować, zabrać swoje rzeczy i zakończyć sejmową karierę. Przynajmniej na najbliższe cztery lata. - Już zwolniliśmy dwa pokoje. Jesteśmy dobrze zorganizowani, więc wyprowadzka idzie nam sprawnie - mówi pracownik sejmowego biura LPR. Wszystkie rzeczy powędrują do warszawskiej siedziby partii. Spakowana jest też Samoobrona. Nawet telefony w ich biurach są już odłączone. Z wyprowadzki politycznych konkurentów cieszą się tylko politycy Platformy i PiS. Im dostaną się pokoje po przegranych. Sprzątanie po posłach zaczęło się także w sejmowym hotelu. Z pokoi musieli wyprowadzić się wszyscy. Ci, których wybrano ponownie, tylko na kilka dni. Im jeszcze przed najbliższą niedzielą zostaną rozdzielone pokoje na nowo. Ale ponad setka pechowców już na stałe musiała opuścić Dom Poselski, bo nie "załapali się" w wyborach na nową kadencję. Renata Beger z Samoobrony z żalem po raz ostatni przekręcała kluczyk w zamku swojego słynnego z "taśm Beger" pokoju. W czwartek pożegnała się z kolegami z Sejmu i dziennikarzami. - Zabrałam ostatnie drobiazgi - mówi gazecie. - Mąż mi pomógł, ale dużo do wywiezienia nie miałam. Tylko parę osobistych rzeczy i książki - dodaje. Przyznaje, że zakręciła się jej łezka w oku. - Ale to nie będzie tęsknota za tymi murami, tylko za ludźmi, z którymi pracowałam - wyznaje pani Renata. Po sejmowych korytarzach po raz ostatni spaceruje też Edward Ośko z LPR. Pytany o wyprowadzkę przyznaje, że zaplanował ją na kilka dni. - Jeszcze przed wyborami wywoziłem to, co uznałem już za niepotrzebne. Trochę jest żal opuszczać to miejsce, ale co zrobić - mówi ze strapioną miną. Nieco dalej z zapakowanymi torbami przemyka Janusz Maksymiuk, wiceszef Samoobrony, który do ostatniej chwili miał nadzieję, że wynik wyborów nie będzie aż tak miażdżący. Jego kolega Grzegorz Skwierczyński narzeka na biurokrację. - Przestać być posłem to nie takie łatwe. Mamy mnóstwo formalności do załatwienia - twierdzi. Najtrudniej jednak rozstać się z Sejmem tym, którzy siedzieli w nim pod rząd przez kilka kadencji. Piotr Gadzinowski z SLD z pracą posła rozstaje się po dziesięciu latach. - Jestem umarłym posłem - żali się. - Rozpocząłem już ceremonię pogrzebową, a w listopadzie zamykam biuro poselskie - stwierdza w rozmowie z gazetą "Metro".