Mariusz zarabia w Warszawie cztery tysiące złotych na rękę. Pod koniec zeszłego roku musiał zmienić mieszkanie. Szukał przez kilka tygodni. Wspomina wykonywane z samego rana telefony w sprawie ogłoszeń, które po kilku minutach były już nieaktualne. Wynajmujących, którzy odwoływali swoje oferty. Jak mówi, nie było łatwo. Ostatecznie udało mu się znaleźć kawalerkę. Za wynajem płaci trzy tysiące miesięcznie. Na rachunki i życie zostaje mu tysiąc złotych. Pandemia COVID-19 i ucieczki z miasta Już w czasie pandemii dało się zauważyć migrację z dużych miast na wieś lub do mniejszych miejscowości. Polskie wsie zyskały 50 tys. mieszkańców, którzy zdecydowali się opuścić największe miasta w kraju w czasie pandemii COVID-19 - podkreślali eksperci podczas konferencji "Zrozumieć zmianę demograficzną" w czerwcu 2022 roku. Pandemia być może dała początek, ale jej schyłek nie zakończył ruchów migracyjnych. Coraz więcej osób, w związku z wysokimi cenami najmu mieszkań i ogólnie wysokimi kosztami utrzymania, decyduje się na wyjazd z dużych miast. Na przykład do rodzinnych miejscowości. Taką opcję rozważa Mariusz. Poważnie zastanawia się nad powrotem po kilku latach do domu rodzinnego w woj. kujawsko-pomorskim. - Od początku roku żyję z odłożonych pieniędzy, bo nie starcza mi z bieżących dochodów - przyznaje. Decyzję o powrocie w rodzinne strony podjął jakiś czas temu Mateusz. W Warszawie mieszkał przez rok. Gdy koszty utrzymania zaczęły go przerastać, postanowił wrócić do domu rodzinnego w Bełchatowie. - Na przestrzeni ostatniego roku sytuacja dość mocno się zmieniła - płacony przeze mnie czynsz poszedł w górę o 400 złotych, widzę, że nawet przy podstawowych drobnych zakupach płacę średnio jakieś 25 proc. więcej - wylicza. - Wcześniej na koniec miesiąca coś tam w kieszeni zostawało. Później, po podwyżkach, na koniec miesiąca brakuje mi pieniędzy. Mateusz rozglądał się za tańszym mieszkaniem w stolicy, ale nie znalazł niczego odpowiedniego. Pokój w wieloosobowym mieszkaniu nie wchodził w grę. - Takie życie studenckie to już nie dla mnie, czułbym się niekomfortowo - mówi. - Może mógłbym mocno zacisnąć pasa i zostać w Warszawie na siłę, ale wydaje mi się to bez sensu. Nie o to chodzi, żeby żyć tylko pracą, domem i nie móc sobie pozwolić na nic więcej - dodaje. Mniejsze miasta to większy komfort życia Decyzję o przenosinach do mniejszej miejscowości podjęli także Marysia i Hubert, młode małżeństwo z dwójką małych dzieci. Przez wiele lat mieszkali w Poznaniu. W zeszłym roku przenieśli się do 20-tysięcznej miejscowości niedaleko stolicy Wielkopolski. - Decyzja o wyprowadzce na peryferia (od Poznania dzieli nas mniej niż 30 minut jazdy autem lub pociągiem, które kursują kilkanaście razy dziennie) podyktowana była przede wszystkim komfortem życia, w tym możliwością zakupu dużego, wykończonego i umeblowanego mieszkania na nowoczesnym osiedlu, w cenie przeciętnej kawalerki w stanie deweloperskim. Za podobny standard musielibyśmy w Poznaniu zapłacić minimum 300-350 tysięcy zł więcej. Co gorsza, takich mieszkań w dużych miastach na rynku wtórnym po prostu nie ma - oferty często znajdują się w nieatrakcyjnych lokalizacjach, mają horrendalne ceny, a i tak znikają w mgnieniu oka - opowiada Hubert. W jego ocenie wielkopolskie gminy są dobrze rozwinięte. - Mają wszystko, co do życia potrzebne, zwłaszcza gdy mówimy o rodzinie z dziećmi. Kluczowa zmiana to wspomniany komfort życia i dostęp do konkretnych instytucji publicznych czy zaplecza edukacyjnego, czego mocno brakowało w dużym mieście. W przypadku konieczności opieki czy rehabilitacji dziecka byliśmy zmuszeni korzystać z usług prywatnych, z których dostępnością był taki sam problem, co w przypadku placówek publicznych, nie mówiąc już o wysokich kosztach - opowiada. Para nie widzi dużych różnic w cenach usług czy produktów sklepowych między Poznaniem a mniejszym miastem. Różnice są jednak, jeśli chodzi o wspomnianą opiekę i edukację dzieci oraz transport. - Mieszkając w kameralnym mieście, człowiek jest w stanie dojść wszędzie pieszo w 15-20 minut, rowerem będzie jeszcze szybciej. Z auta korzystamy tylko z konieczności. Cieszy fakt, że ze względu na migrację młodych ludzi z dużych ośrodków do mniejszych, sektor prywatny rozwija się całkiem nieźle i można korzystać z udogodnień - takich jak choćby rozszerzająca się oferta lokali gastronomicznych czy ośrodki sportowe - mówi Hubert. W dużych miastach trzyma ich praca Z danych Głównego Urzędu Statystycznego z Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań 2021 wynika, że w ostatnich 10 latach w Polsce o trzy proc. spadła liczba mieszkańców miast, natomiast liczba ludności na wsi zwiększyła się o jeden proc. Mariusz i Mateusz przyznają, że w dużym mieście trzyma między innymi praca. - Nie chciałem z niej rezygnować. Decyzja o wyjeździe ze stolicy zapadła w momencie, gdy dostałem ofertę pracy zdalnej. To zaważyło - mówi Mateusz. Jak dodaje, duże miasta mają to do siebie, że łatwiej znaleźć ciekawszą, lepiej płatną pracę. Wie, że gdy sytuacja się zmieni, wróci do dużego miasta. Ale zapewne już nie do Warszawy. - Mam na tyle komfortową sytuację, że mogę pracować zdalnie i wrócić do siebie, gdzie mam dużo prywatności przy niewielkich kosztach mieszkania. Mam tam spokój i prywatność - podsumowuje. Wspomniana prywatność, a raczej jej utrata, to cena, którą przy powrocie do rodzinnego domu musiałby zapłacić Mariusz. Dlatego cały czas się waha. Choć plusem takiej decyzji byłby na pewno aspekt finansowy. - Przy braku zgody na pracę zdalną w obecnym miejscu, czeka mnie perspektywa szukania nowej - mówi. - Czyli de facto rezygnacja z wymarzonej pracy. * Niektóre imiona zostały zmienione. Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: anna.nicz@firma.interia.pl