oświadczył też, że nigdy w żadnych okolicznościach nie przyjmował korzyści majątkowych ani nie brał łapówek. - Zostałem niesłusznie pomówiony, mam nadzieję, że prokuratura i sądy szybko wyjaśnią sprawę - powiedział wiceminister. Jak dodał, "jest spokojny", ale "to, że stała mu się wielka krzywda - nie ulega żadnej wątpliwości". Według telewizji TVN, Grzegorek może wkrótce usłyszeć korupcyjne zarzuty. Według telewizji, miał on wziąć 20 tys. zł łapówki w zamian za "ustawienie" przetargu w szpitalu w Skarżysku-Kamiennej. Na zwołanej wieczorem konferencji Grzegorek ocenił, że w medialnych doniesieniach są "olbrzymie nieścisłości". - Gdy kierowałem szpitalem w Skarżysku - od lipca 2005 r. do listopada 2007 r. - firma Johnson&Johnson, z tego co wiem, nic szpitalowi nie sprzedawała. (...) Nigdy firma ta nie była uprzywilejowana. Kiedy ja odpowiadałem za szpital została wręcz z niego wyeliminowana, m.in. dlatego, że miała zbyt wysokie ceny - powiedział. Jak dodał, "to jest prawda, a ona obroni się sama, tylko trzeba dać jej troszkę czasu". - Co jest paradoksalne, to ja pierwszy zgłosiłem się do prokuratury ujawniając rozmowę z człowiekiem, który mnie pomówił. Rozmowa była dla mnie bardzo niepokojąca i szokująca. Najpierw przyznał się, że złożył obciążające mnie zeznanie, a za chwilę poprosił żebym mu załatwił pracę, bo nie ma z czego żyć - powiedział. - Odebrałem to jednoznacznie, że być może jest to sugestia do zmiany zeznań. Wtedy skontaktowałem się z przełożonymi, pojechałem do prokuratury i wiernie powtórzyłem rozmowę jaką odbyłem - dodał. Grzegorek ocenił, że "pewne dane dziennikarze mogli mieć tylko z prokuratury i wygląda to tak jakby był jakiś kontrolowany przeciek", ale - jak zastrzegł - nie chce tego komentować. Grzegorek pytany czy były naciski ze strony minister zdrowia albo premiera żeby podał się dymisji, powiedział, że "nie było żadnych".