Przypomnijmy, wiceministrem został pod koniec ubiegłego roku. "Trudno streścić te 10 miesięcy w jednym wpisie. Świat przez ten czas zmienił się diametralnie. Miałem okazję obserwować te turbulencje z perspektywy oka cyklonu. Pewnie dało się zrobić więcej, lepiej, bardziej precyzyjnie. Ale jestem dumny, że mogłem być częścią tego rządu. Symbolem tamtych dni będą dla mnie karimaty i śpiwory. Współczesna wersja styropianu z czasów "Solidarności". (...) Stres, adrenalina, noc zlewająca się z dniem, pudełka po pizzy, niekończące się telekonferencje z kolejnymi branżami, którym świat właśnie zawalił się na głowę, głupawka o 4 nad ranem. (...) Pamiętam taki dzień pod koniec czerwca, gdy wyszliśmy na dziedziniec ministerstwa. Świeciło słońce. 'Patrz, zaczęło się już lato. A my przegapiliśmy wiosnę'. Uzasadniając swoje odejście, napisał też o przetasowaniach w rządzie przy okazji ostatnich wyborów. "Nie jest tajemnicą, że Jadwiga Emilewicz poróżniła się z Jarosławem Gowinem na tle wyborów prezydenckich. Nie spotkałem jeszcze rzetelnej i głębokiej analizy tamtych dni. (...) Z mojej perspektywy - a jest ona siłą rzeczy perspektywą subiektywną - powiem tyle: nie byłoby porozumienia 'dwóch Jarosławów' oraz przeniesienia wyborów na 28 czerwca bez ogromnego zaangażowania Jadwigi. To ona wzięła potem polityczną odpowiedzialność za przedstawienie, w uzgodnieniu z Prawem i Sprawiedliwością, propozycji nowelizacji ustawy wyborczej". Mazur nawiązał też do zerwania Emilewicz z Porozumieniem. "Dla Jadwigi to zaangażowanie skończyło się zgoła inaczej: trwale poróżniła się z liderem swojej partii, co pociągnęło za sobą jej odejściem z Porozumienia w ostatnią sobotę. I ja odszedłem razem z nią".