Jak mówił wiceminister, od razu, gdy został "pełnomocnikiem ds. zwalczenia afrykańskiego pomoru świń w Polsce", a nie "pełnomocnikiem ds. łagodzenia skutków wystąpienia ASF", zdefiniował problem ASF jako system połączonych stref interesów, na których zarabia się fizyczne pieniądze i uzyskuje inne dobrodziejstwa". "Ministerstwo rolnictwa 'neutralizuje' te sfery interesów tam, gdzie ma na to bezpośredni wpływ. Tam, gdzie strefy podlegają pod nasz obszar działania jako ministerstwa rolnictwa, tam się udaje, tam jest ewidentny postęp" - zaznaczył Giżyński. Jego zdaniem zwalczaniu ASF sprzyja ustawa, która zlikwidowała w strefach z ograniczeniami wykorzystywanie przez przetwórców różnicy cen między tym, co oferowali rolnikom zmuszonych do sprzedaży tuczników po cenie 1,6-2,0 zł/kg a ceną rynkową płaconą w innych regionach kraju (5 zł). "Na tej różnicy cen bardzo korzystały wielkie zakłady przetwórstwa mięsnego i zrobiły w ciągu tych kilku lat wielkie interesy" - powiedział wiceszef resortu rolnictwa. Dodał, że niemieccy właściciele firm utylizacyjnych obliczyli, że w najbliższych latach obecności ASF w Polsce do podziału dla tych firm będzie ok. 30 mld zł. "Wystarczyła zapowiedź, że stworzymy pewien segment konkurencyjny, choćby w oparciu o zakłady państwowe, które trzeba będzie utworzyć, żeby już do tego konkurencja podeszła bardzo wstrzemięźliwe" - tłumaczył. Giżyński zwrócił uwagę, że sami rolnicy podchodzą coraz poważniej do bioasekuracji. Pomagamy też rządowymi działaniami, np. zwiększyła się liczba laboratoriów do badań. Nie ma obecnie takiej potrzeby, by czekać na wyniki badania tydzień czy 10 dni, teraz jest to kwestia kilku - kilkunastu godzin. Umożliwia to szybką relację na skutki. "To wszystko działania profilaktyczno-prewencyjne, które są po naszej stronie, i tu panujemy jako ministerstwo rolnictwa" - zapewnił. "Tutaj jest źle" "Jest jeden odcinek, na który nie mamy bezpośredniego wpływu i być może trzeba będzie to zmienić poprzez prawodawstwo i ustawę - chodzi o odstrzał dzików i tutaj jest źle" - podkreślił. Argumentował, że Niemcy odstrzelili 1 mln dzików w sytuacji prewencyjnej, Francuzi - 750 tys. sztuk, gdzie choroby u nich nie ma. "Mieliśmy problemy, żeby uzyskać akceptację większości mediów i zrozumienie do tego, że musimy zrobić to samo co Niemcy i Francuzi w sytuacji, gdy zagrożenie jest rzeczywiste" - stwierdził Giżyński. "Okazuje się, że w tej sprawie otrzymaliśmy wsparcie od rolników, którzy doskonale wiedzą, że dziki roznoszące ASF to wektor, który jest obecnie największym zagrożeniem, w związku z tym najważniejszy jeżeli chodzi o strategię zwalczania ASF" - zaznaczył wiceminister. Dodał, że również Polska ma wsparcie ze strony Unii Europejskiej, jak i krajów, które podjęły podobne działania. Dodał, że wybicie dzików w Polsce zmniejsza zagrożenie dla innych krajów Europy. Koncesje także w Polsce? Środowisko myśliwych, od wielu lat namawiane i obligowane do redukcji stada dzików, nie wykazuje zrozumienia, że skuteczne i sukcesywne odstrzały redukcyjne są konieczne. Zaznaczył, że w innych krajach nie ma takiego problemu, bo tam myśliwi otrzymują koncesję. Jego zdaniem w Polsce także powinno być możliwe takie rozwiązanie, aby Polski Związek Łowiecki otrzymywał od państwa koncesję na poszczególne obwody łowieckie w zamian za obowiązek odstrzału konkretnej ilości dzików. Niektóre środowiska sugerują, iż tym koncesjodawcą, na wzór rozwiązań niemieckich i innych, mógłby być Minister Rolnictwa. Jak mówił, nikt nie wie, ile dzików jest w Polsce, bo "gdy dokładnie przejrzy się statystykom, to można mieć obawy, czy dane są ścisłe" - tym bardziej, że populacja dzików mnoży się szybko, nawet o 300 proc. rocznie. Skoro autorytety w dziedzinie ASF twierdzą, że dziki są i będą największym i narastającym zagrożeniem rozprzestrzeniającym chorobę, to trzeba powiedzieć, że zadanie związane z redukcją dzików nie zostało wykonane - powiedział Giżyński.