W rozmowie z dziennikarzami "Wprost" Sylwestrem Latkowskim i Michałem Majewskim, Miter ujawnia, że po raz pierwszy zadzwonił do Milewskiego podając się za asystenta szefa Kancelarii Premiera 5 września. "Sędzia oznajmił, że oczekiwał kontaktu, bo oni nie wiedzą do końca co mają robić z tą historią. Zapytałem sędziego, czy wie, że jutro zostanie zarządzona kontrola jego pracy. Pan Milewski nie był zaskoczony" - mówi Miter. Do drugiej rozmowy doszło pół godziny później. Milewski usłyszał wówczas, że nazajutrz zadzwoni do niego minister Tomasz Arabski. Miter nie nagrał tych dwóch rozmów. Dlaczego? "Nie sądziłem, że ta akcja tak zatrybi! Byłem przekonany, że Milewski powie, bym nadesłał oficjalne pismo, bo nie ma mowy, by on rozmawiał o takich sprawach i to jeszcze przez telefon. Dopiero do trzeciej rozmowy, która odbyła się 6 września przygotowałem sprzęt do nagrywania" - tłumaczy w rozmowie z "Wprost". Miter zaznaczył także nie jest pracownikiem "Gazety Polskiej Codziennie", ale pozostaje w kontakcie z autorem artykułu, który ujawnił treść trzeciej rozmowy z Milewskim. Nie konsultował z nim jednak treści maila, który wysłał prezesowi sądu w imieniu Tomasza Arabskiego. "Prowokacja urodziła się w mojej głowie. Obecność dziennikarza z "Gazety Polskiej Codziennie" była dla mnie gwarancją, że ten temat ujrzy światło dzienne" - twierdzi Miter. Nawiązując do linii obrony sędziego Milewskiego, Miter mówi: - Pan Milewski pogrąża się mówiąc, że rozmowa opublikowana przez "Gazetę Polską Codziennie" to dwie skompilowane rozmowy, połączone w jedną. To bzdura. W rozmowie z "Wprost" mężczyzna przyznaje także, że to od niego wyszła - jak się potem okazało - fałszywa notatka ABW o akcji "Ikar" przeciw Amber Gold, którą publicznie zaprezentował Marcin P. "Ta nieszczęsna notatka wyszła ode mnie. Nieszczęsna, bo też mam wobec tego dokumentu wątpliwości. Mam na ten temat swoją teorię, ale to nie jest czas, by o tym mówić" - zaznacza. Reakcja na prowokację "Gazeta Polska Codziennie" napisała w czwartek, że 6 września do prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku zadzwonił ktoś, kto przedstawił się jako urzędnik z kancelarii Donalda Tuska. W rozmowie tej szef sądu miał prosić o instrukcje, czy przyspieszać posiedzenie sądu ws. zażalenia na aresztowanie Marcina P., prezesa Amber Gold. Prezes sądu miał też umówić się na spotkanie z premierem: wstępnie wyznaczono datę 13 września. Gdańska prokuratura wszczęła już śledztwo w tej sprawie po zawiadomieniu prezesa gdańskiego sądu. W efekcie prowokacji za odwołaniem z funkcji oraz postępowaniem dyscyplinarnym wobec prezesa gdańskiego sądu opowiedział się na konferencji prasowej minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Minister ujawnił, że wystąpił do Krajowej Rady Sądownictwa o wszczęcie postępowania wyjaśniającego. Jak mówił, jeśli treść nagrania z rozmowy sędziego z osobą podającą się za urzędnika KPRM się potwierdzi, to będzie oczekiwał podjęcia wobec sędziego postępowania dyscyplinarnego. Poinformował też, że wystąpił do KRS o opinię w związku z zamiarem odwołania prezesa.