Takimi dodatkowymi stratami było, według Roszkowskiego, stłumienie entuzjazmu społecznego i wzmocnienie państwowego aparatu represji. To drugie, jak podkreślił, do tej pory rodzi konsekwencje w postaci afer w rodzaju tej związanej z "szafą Lesiaka". - Po wprowadzeniu stanu wojennego najbardziej brutalne służby PRL zostały poważnie wzmocnione. Wielu ludzi zaczęło od tego momentu swoją karierę. Ci ludzie przecież nie zniknęli po 89. roku. Część z nich została zweryfikowana i przyjęta do UOP-u lub związała się z tajnymi służbami wojskowymi. Inni zasilili prywatny biznes, agencje ochroniarskie itp. - wyjaśnił historyk. Jak dodał, takie osoby nadal stanowią problem dla polskiego społeczeństwa i państwa, zwłaszcza jeśli zajmują wysokie lub eksponowane stanowiska. - Tym musimy się zająć. Nie ma wyjścia. Ludzie winni przestępstw powinni zostać ukarani. Inni przynajmniej powinni mieć uniemożliwione wpływanie na opinię publiczną - powiedział Roszkowski. Jego zdaniem, decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego nie da się usprawiedliwić groźbą radzieckiej inwazji. - Z dotychczasowych ustaleń historyków wynika, że taka inwazja była jeśli nie niemożliwa, to bardzo mało prawdopodobna. Wykluczyć tego z całą pewnością nie można, ale większość naukowców skłania się obecnie ku przekonaniu, że interwencja ZSRR nam nie groziła - argumentował.