Ustawa budziła kontrowersje jeszcze przed wejściem w życie. Zanim zaczęła obowiązywać, już została znowelizowana, by usunąć luki prawne, choć prace nad nią trwały kilka lat. Ponieważ samorządy alarmują, że nie ma pieniędzy na jej realizację, planowana jest kolejna nowelizacja, która odsunie w czasie niektóre z proponowanych przez nią rozwiązań. Temu z kolei sprzeciwiają się rodzice zastępczy i wspierające ich organizacje pozarządowe. - To nie jest ustawa, żeby zadowolić samorządy i żeby radni byli zadowoleni, ale żeby pomóc dzieciom i ich rodzinom. Trzeba to przyjąć, choć niektóre jej zapisy są niedoskonałe - mówi w rozmowie z PAP przewodnicząca Koalicji na Rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej Joanna Luberadzka-Gruca. W myśl ustawy umieszczenie dzieci w pieczy zastępczej możliwe będzie po wyczerpaniu wszystkich sposobów wsparcia rodziny, chyba że wymaga tego ich bezpieczeństwo. Domy dziecka mają być przeznaczone jedynie dla starszych dzieci, które nie znalazły miejsca w rodzinach zastępczych lub wymagają specjalistycznej opieki. Ustawa wprowadza funkcję asystenta rodziny, który ma pomóc w rozwiązywaniu problemów wychowawczych, wspierać w prowadzeniu domu i innych codziennych czynnościach. Jeśli konieczne będzie odebranie dzieci z rodziny biologicznej, powinny one trafiać do rodzinnej pieczy zastępczej (rodzina zastępcza lub rodzinny dom dziecka). Ustawa wprowadza tzw. rodziny pomocowe, które mają pomagać rodzicom zastępczym (dzięki temu będą mogli np. pójść na urlop). Wprowadza także funkcję koordynatora rodzinnej pieczy zastępczej, który sprawować ma opiekę nad rodzinami zastępczymi: m.in. pomagać w pracy z rodziną biologiczną, ułatwiać poszukiwanie specjalistycznego wsparcia, zgłaszać do ośrodków adopcyjnych dzieci z uregulowaną sytuacją prawną, pomagać usamodzielniającym się wychowankom. "Myślę, że jeśli chodzi o koordynatorów i organizatora rodzinnej pieczy zastępczej, to w gruncie rzeczy zmieni się niewiele. Już dziś widać, że w zdecydowanej większości powiatów organizatorami rodzinnej pieczy zastępczej będą powiatowe centra pomocy rodzinie (pcpr), tak jak do tej pory. Pewnie zostanie wyodrębniona komórka, która się tym będzie zajmować, a osoby, które się do tej pory tym zajmowały, przestaną być pracownikami socjalnymi, zostaną koordynatorami. To są trochę takie zmiany kosmetyczne, ale to jest etap przejściowy" - mówi Luberadzka-Gruca. Ustawa przewiduje, że do instytucjonalnych placówek opiekuńczych trafiać mają tylko dzieci powyżej 10. roku życia, wymagające szczególnej opieki lub mające trudności z przystosowaniem się do życia w rodzinie. Młodsze dzieci będą mogły być umieszczane w tych placówkach tylko w wyjątkowych przypadkach, np. ze względu na stan zdrowia lub gdy przebywać by tam miały z rodzeństwem. W placówce nie będzie mogło przebywać więcej niż 14 wychowanków. Zdaniem Luberadzkiej-Grucy znalezienie odpowiedniej liczby rodzin zastępczych, aby zrealizować te zapisy, nie będzie łatwe. "Mam wrażenie, ze wszyscy, którzy wyobrażali sobie, że jest to łatwy zarobek, zdali sobie sprawę, że tak nie jest i nie będą się ustawiały kolejki chętnych. Dziećmi trzeba przecież zajmować się non stop. Nawet jeśli są urlopowane do rodzin biologicznych, np. na weekendy, to przecież trzeba je zawieźć, odwieźć, jest to też czas, żeby ogarnąć dom. Nie wiem, czy ktoś zadał sobie pytanie, ile czasu zajmuje np. pranie i prasowanie ubranek wszystkich dzieci, które są w rodzinie" - przekonuje Luberadzka-Gruca. Jej zdaniem można spodziewać się, że będą powstawały małe, specjalistyczne placówki, np. dla dzieci z FAS - z mniejszą liczbą dzieci, ale będzie ich więcej. "To też jest jakieś rozwiązanie. Ja bym oczywiście wolała, żeby wszystkie dzieci były w rodzinach, ale nie jest tak, że one się nagle pojawią. Może będzie tak, że dziecko będzie trafiało do takiej specjalistycznej placówki na określony czas, tam będzie prowadzona z nim intensywna praca, a jednocześnie powiat będzie intensywnie szukał dla niego rodziny. Wtedy to zadziała" - uważa Luberadzka-Gruca.