"Przestrzegając najwyższych standardów etyki dziennikarskiej, Rada Nadzorcza i właściciel wydawnictwa Presspublica Grzegorz Hajdarowicz rozpoczęli postępowanie wyjaśniające w sprawie opublikowania w należącym do wydawnictwa dzienniku 'Rzeczpospolita' artykułu 'Trotyl we wraku tupolewa'" - czytamy w oświadczeniu. Autorzy oświadczenia zapowiadają, że "w ciągu najbliższych dni z najwyższą starannością" zbadają wszystkie aspekty "związane z wyżej wymienioną publikacją". Wyniki tego badania zostaną przedstawione opinii publicznej. "Jesteśmy przekonani, że w wypadku potwierdzenia źródeł informacji oraz zasadności publikacji powinniśmy chronić zarówno źródła osobowe, jak i samych dziennikarzy" - zapowiadają autorzy. Jednak "jeśli okaże się, że nie dochowano standardów wykonywania zawodu dziennikarza, a tym samym wprowadzono w błąd czytelników 'Rzeczpospolitej', osoby za to odpowiedzialne poniosą "daleko idące konsekwencje" - czytamy w oświadczeniu. Oświadczenie to jest ciągiem dalszym sprawy, której początkiem był zamieszczony w "Rzeczpospolitej"artykuł Cezarego Gmyza na temat trotylu, który miano znaleźć na wraku prezydenckiego tupolewa rozbitego w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku. Prokuratura jeszcze tego samego dnia zdementowała doniesienia "Rzeczpospolitej", ale zanim to się stało - informacja ta wywołała polityczną burzę. Kaczyński mówił o "mordzie na 96 osobach" i domagał się dymisji rządu Tuska. Tusk ripostował, że oskarżenia Kaczyńskiego są "niedopuszczalne" i że z Kaczyńskim "nie da się ułożyć życia". Kaczyński spekulował później na temat tego, czy Tusk "chce go zamordować". Po konferencji prokuratury, w kolejnym artykule opublikowanym w "Rzeczpospolitej" napisano: "Pomyliliśmy się, pisząc dziś o trotylu i nitroglicerynie. To mogły być te składniki, ale nie musiały. Aby ostatecznie przekonać się, czy to materiały wybuchowe, okazuje się, że potrzeba aż pół roku badań laboratoryjnych". Później wykasowano słowa o "pomyłce", pozostawiając resztę tekstu, w tym słowa "to mogły być te składniki, ale nie musiały." ZS