Są poszkodowane przez los - nie mają rodziców i są niewidome. Teraz mogą stracić jedyne co mają - dom, w którym mieszkają i najbliższe im osoby. Wszystko przez uchybienia, jakich dopatrzył się wojewoda mazowiecki. Jego zdaniem, placówka usytuowana w międzywojennej willi przy ul. Obrońców 24 na Saskiej Kępie w Warszawie działa nielegalnie. Wojewoda ma również zastrzeżenia do stanu technicznego budynku. Rzeczniczka wojewody Ivetta Biały zapewnia, że jego intencją jest jedynie uporządkowanie prawne. - W XXI wieku w stolicy europejskiego państwa mamy miejsce, gdzie ktoś w niezarejestrowanej placówce opiekuje się niepełnosprawnymi dziećmi. Chodzi o to, by dostosować ten dom do europejskich standardów. To nie muszą być warunki superluksusowe - mówi Iwetta Biały. Władysław Gołąb, prezes Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach, któremu podlega dom, zauważa, że zapewnienie warunków, wskazanych przez wojewodę nie jest takie proste, a ponadto nie zawsze zasadne. Jako przykład podaje wymóg zainstalowania windy. - Te dzieci mają przygotować się do życia w normalnych warunkach. Uczą się więc chodzić po schodach. Teraz będą jeździć windą. Absurd - mówi i dodaje, że legalizacja działalności wiąże się niestety ze spełnieniem wymaganych warunków. Prezes Gołąb zapowiada jednak usunięcie wszystkich nieprawidłowości. Jak mówi, dla dobra dzieci. Wcześniej jednak chce wyjaśnić kwestie własnościowe budynku. Toczy się bowiem postępowanie przed sądem w sprawie złożonego przez towarzystwo wniosku o zasiedzenie. Dawny właściciel budynku Kazimierz Sztajer, który zmarł w 1983 roku, deklarował przekazanie nieruchomości na rzecz niewidomych. Nie zdążył jednak pozostawić testamentu. Nieruchomość stała się więc własnością skarbu państwa. Jej zarządcą jest obecnie miasto Warszawa. Niedawno wygasła 28 letnia dzierżawa, na mocy której towarzystwo mogło korzystać z budynku. "Nie zgadzamy się na eksmisję dzieci" Obecnie przebywa w nim dziewięcioro niewidomych dzieci. Większość z dodatkowymi dysfunkcjami. Są ze sobą bardzo zżyte. Nazywają siebie rodziną. - Staramy się, by to miejsce było dla nich domem - mówi jedna z opiekunek Elżbieta Bochnak. - Najważniejsza jest tu miłość, ciepło, wspólne spędzanie czasu, a nie sprzęt - tłumaczy. Dzieci zostaną jednak rozdzielone. Czwórka z nich wkrótce trafi do Rabki w powiecie nowotarskim. Pozostałe, te które już uczą się w Laskach, zostaną w willi na Saskiej Kępie lub w internacie. Ma to być tymczasowe rozwiązanie, dopóki nie zostaną uregulowane kwestie własnościowe. Nie wiadomo jednak, jak sprawy się potoczą. Czy towarzystwu uda się przejąć budynek na własność? W obronie dzieci stanęli mieszkańcy Saskiej Kępy. Zebrali ponad dwa tysiące podpisów pod petycją do Prezydenta Polski, Wojewody Mazowieckiego i do Prezydenta Warszawy. Czytamy w niej m.in. "Nie zgadzamy się na eksmisję dzieci, likwidację domu pod tym adresem". Mieszkańcy chcą podjęcia przez władze działań, które pomogą w utrzymaniu placówki w dotychczasowej formie. Władysław Gołąb podkreśla, że placówka ma niezwykłe osiągnięcia w pomaganiu dzieciom niewidomym. "Niektóre z nich były bez żadnego kontaktu czy wzrokowego, czy werbalnego. Po roku pracy z nimi było już widać efekty. Niektóre z nich wracały do pełnej sprawności, niektóre kończyły szkołę średnią". Dom Niewidomego Dziecka w Warszawie przez trzydzieści lat działalności był utrzymywany ze środków towarzystwa. Dziennikarzom nie udało się porozmawiać z dziećmi. Prezes Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi mówił, że chce uchronić swoich wychowanków przed niepotrzebnymi emocjami.