W rozmowie z "Newsweekiem" Witold Waszczykowski ujawnia kulisy rozmów z Amerykanami, w tym nieznane dotąd elementy amerykańskiej oferty: - Wynegocjowałem umowę w sprawie tarczy, która gwarantuje bezpieczeństwo Polski - przekonuje Waszczykowski. - Oprócz projektu umowy z Waszyngtonu przywiozłem także inny, ważny dokument: deklarację współpracy polityczno-wojskowej między Polską a USA. Ta deklaracja zawierała zapis, że Stany i Polska powołają radę konsultacyjną na szczeblu wiceministrów obrony i spraw zagranicznych. Kluczowe było to, że Amerykanie zobowiązali się objąć Polskę całym swym systemem obrony przed atakiem rakietami balistycznymi. Poza tym mieliśmy mieć swojego łącznika w dowództwie systemu antyrakietowego w USA - zapewnia Waszczykowski. Dlaczego więc z jednej strony Amerykanie gotowi byli złożyć Polsce tak daleko idące gwarancje, a równocześnie nie chcieli przekazać nam na stałe rakiet przeciwlotniczych "Patriot" - czego domagał się rząd Tuska? Waszczykowski twierdzi, że Waszyngton zupełnie nie rozumiał tego żądania. - Amerykanie uważają, że zbędne jest wydawanie miliardów dolarów na "patrioty", skoro oni dają nam gwarancje bezpieczeństwa. Dla nich naturalne jest, że gdyby doszło do sytuacji zagrożenia Polski, choćby ze strony Rosji, to rozpoczną działania prewencyjne - mówi Waszczykowski. On sam jest przekonany, że taką ofertę należało przyjąć. Ale premier Donald Tusk i szef MSZ Radosław Sikorski mieli inne zdanie. 4 lipca, w dniu narodowego święta USA, odrzucili ofertę Amerykanów. Waszczykowski przestrzega, że wobec sprzeciwu polskiego rządu, Amerykanie mogą wybudować tarczę w innym kraju. - O tarczę zabiegają Litwini, bo uważają, że to podniesie ich znaczenie w regionie i w relacjach z Rosją. Kiedy byłem w Waszyngtonie, to w tym samym czasie przebywał tam z wizytą premier Litwy i rozmawiał o tarczy - opowiada Waszczykowski. I przestrzega: "Uważam że lepiej jest przyjąć ofertę, jaką otrzymaliśmy. Jeśli nie podpiszemy umowy teraz, to jest duże niebezpieczeństwo, że nie podpiszemy już nigdy".