W czwartek rzeczniczka MSZ Rosji Maria Zacharowa oświadczyła, że identyfikacji ciał ofiar katastrofy smoleńskiej dokonywali przedstawiciele Polski i krewni ofiar oraz że strona polska nalegała na jak najszybsze przekazanie jej szczątków ciał ofiar katastrofy. "Szczątki ofiar katastrofy smoleńskiej znajdowały się na terytorium Rosji jedynie od 10 do 13 kwietnia 2010 roku i kwestia pełnowartościowych badań przez specjalistów rosyjskich po prostu w zasadzie nie była rozpatrywana" - powiedziała Zacharowa. Dodała, że "strona polska sama poprosiła o przekazanie szczątków możliwie jak najszybciej i wszelkimi sposobami ponaglała w tej kwestii stronę rosyjską". Informacje te skomentowała Małgorzata Wassermann, córka Zbigniewa Wassermanna, który zginął 10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu Tu-154M w Smoleńsku. "Oczekiwałam, że po pierwszym kroku Rosja zrobi też drugi krok i powie, jakim przedstawicielom władz Polski przekazała informacje, że to jest tylko wstępna identyfikacja i że ciała będące we fragmentach nie są w ogóle badane, nie jest pobierane DNA i oni zakładają, że będą to robili Polacy" - powiedziała. "To jest dla nas informacja całkowicie nowa, aczkolwiek nie dziwi mnie takie stanowisko Rosji. Myślę, że bardzo srogo pomylił się Donald Tusk i jego rząd myśląc, że Rosjanie będą z nimi współpracować" - dodała. Oceniła też, że ówczesny premier Donald Tusk i jego ekipa "w jakiś sposób, z jakichś przyczyn, nie podawali prawdziwych informacji o tej fatalnej współpracy". W czwartek rosyjski MSZ opublikował też dokument ws. identyfikacji ciał ofiar katastrofy smoleńskiej. Dokument datowany na 15 kwietnia 2010 r., to "Protokół o niektórych kwestiach identyfikacji ciał osób, które zginęły w katastrofie samolotu Tu-154 nr 101 z 10 kwietnia 2010 roku". Głosi on, że strony zgadzają się, że szczątki, które mogą pozostać w posiadaniu strony rosyjskiej, po zakończeniu wszystkich czynności procesowych zostaną przekazane stronie polskiej w ustalonym trybie. W dokumencie napisano również, że strony zobowiązują się nie publikować i nie rozgłaszać bez obopólnej zgody rezultatów badań DNA. Zgodnie z dokumentem, w toku przeprowadzenia działań śledczych dotyczących identyfikacji ciał strona polska nie wyrażała pretensji do strony rosyjskiej odnośnie przeprowadzonych przedsięwzięć i ich rezultatów. Zacharowa poinformowała, że ze strony polskiej w imieniu MSWiA dokument podpisał Piotr Stachańczyk, a w imieniu MSZ Jacek Najder. "Jest dla mnie rzeczą zaskakującą to, że na miejscu jest dwóch ministrów (m.in. ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz - PAP), a to jest przekazywane do wiceministrów" - skomentowała informację Wassermann. Dopytywana, czym w takim razie zajmowali się polscy ministrowie, którzy byli obecni w Moskwie, Wassermann stwierdziła: "To pytanie jest dziś bardzo aktualne. Sama minister Kopacz zasadniczo zmieniła swój cel tam na miejscu i charakter, w którym była". "Ona zmieniała cel swojego pobytu w Moskwie w zależności od tego, jaki materiał wychodził na światło dzienne" - powiedziała. "Pierwsze jej wypowiedzi były tak stanowcze i kategoryczne, wskazujące na to, że tam jest, pilnuje, zarządza, kontroluje i w zasadzie wszystko jest bardzo profesjonalnie robione. Z upływem czasu, jak zaczęły pojawiać się niepokojące informacje, łagodziła swoje stanowisko, a na końcu dowiedzieliśmy się, że pojechała tam jako wolontariusz do pomocy rodzinom" - wskazała. "Podkreślam - moja rodzina żadnej pomocy ze strony minister Kopacz nie otrzymała. Musiałam poradzić sobie z Rosjanami całkowicie samodzielnie" - dodała Wassermann. Pod koniec maja Prokuratura Krajowa poinformowała o wezwaniu na przesłuchanie Ewy Kopacz, w charakterze świadka, w śledztwie dotyczącym m.in. nieprzeprowadzenia sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej.Kopacz oświadczyła wówczas na swoim profilu na Facebooku, że po katastrofie smoleńskiej udała się do Moskwy, gdyż chciała "w tych bardzo trudnych chwilach zaopiekować się rodzinami tych, którzy zginęli". "Czułam, że to wyższa konieczność, obowiązek i powinność"- podkreśliła. "Zostałam wyznaczona jako reprezentant rządu do spraw opieki nad rodzinami ofiar. Decyzja została podjęta na moją prośbę. To była moja jedyna rola tam na miejscu" - dodała. 10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu Tu-154M w Smoleńsku zginęło 96 osób - w tym prezydent Lech Kaczyński, parlamentarzyści i wojskowi dowódcy.