- Policyjni lotnicy i strażacy, którzy od tygodnia realizowali misję Turcja 2021, wylądowali w niedzielę późnym wieczorem na lotnisku Warszawa-Babice. Zakończyła się właśnie ich pierwsza w historii wspólna akcja zagranicą - przekazała Komenda Główna Policji. "Jesteście naszymi bohateriami" Około godz. 20 na lotnisku Warszawa-Babice wylądowała 11-osobowa grupa składająca się z czterech policyjnych pilotów, czterech mechaników pokładowych oraz trzech strażaków, którzy na pokładzie policyjnego śmigłowca wróciła do Warszawy. Za kilkanaście godzin do kraju wróci także drogą lądową trzech pozostałych funkcjonariuszy PSP, którzy przez ostatnie dni pomagali w Turcji walczyć z żywiołem. Na płycie lotniska przywitali ich: Komendant Główny Państwowej Straży Pożarnej nadbryg. Andrzej Bartkowiak oraz Zastępca Komendanta Głównego Policji nadinsp. Roman Kuster. Jak wskazała KGP, turecka społeczność mówiła o nich: "jesteście naszymi bohaterami. Oni sami tak o sobie nie myślą. Mieli do wykonania konkretne zadania i bardzo precyzyjnie, profesjonalnie, i z ogromnym zaangażowaniem realizowali je. Przez tydzień policyjnym Black Hawkiem w trudnych warunkach pomagali z powietrza gasić pożary na południowym wybrzeżu Turcji". Wykorzystując specjalny zbiornik na wodę nazywany Bambi Bucket o pojemności 3 tysięcy litrów wykonali w tym czasie 214 zrzutów, czyli ponad 640 ton wody, głównie w miejsca, gdzie było to możliwe jedynie ze śmigłowca. Każdego dnia, po odprawie z tureckimi ratownikami z lotniska Dalaman startował policyjny Black Hawk, którym dwa zespoły na zmianę od rana do późnego wieczora prowadziły akcje gaśnicze. Polscy ratownicy mieli do dyspozycji dwa specjalne zbiorniki na wodę, jeden o pojemności 1,5 tys. litrów, drugi - 3 tys. litrów. To właśnie ten większy wykorzystywany był do gaszenia lasów, z uwagi na rozmiar pożarów. Liczba zrzutów uzależniona była od odległości pożaru do źródeł wody. Polscy ratownicy pobierali ją najczęściej ze specjalnie przygotowanych do tego celu zbiorników. Łącznie w ciągu 7 dni dokonali 214 zrzutów, czyli wylali ponad 640 ton wody w miejsca, które precyzyjnie wskazywał będący na pokładzie razem z nimi turecki koordynator. Nie wszyscy wrócili do domów Jednak nie tylko gaszenie pożarów było ich zadaniem. Lotnicy wykonywali również loty patrolowe oraz szukali pożarów w innych strefach. "Jak podkreślają nasi lotnicy, była to bardzo wymagająca misja, ale pozwalająca zdobyć olbrzymie doświadczenie lotnicze" - przekazała KGP. - Wysoka temperatura, przekraczająca 40 stopni Celsjusza, dym, który ograniczał widoczność, duże prądy powietrza utrudniały akcje - powiedział cytowany w komunikacie insp. pil. Robert Sitek, naczelnik Zarządu Lotnictwa Policji Głównego Sztabu Policji KGP, jeden z pilotów biorących udział w misji. - W większości przypadków akcje realizowane przez nas były jedynym możliwym sposobem ugaszenia pożaru lasów w rejonach górzystych, do których wozy strażackie nie były w stanie dotrzeć. Poza tym liczba innych maszyn w powietrzu, zaangażowanych w działania gaśnicze w rejonie, wymagała od nas dużej ostrożności - dodał pilot. Jak podają policjanci, "w zmaganiach z pożarem tureckich strażaków wspierały także ekipy z Chorwacji, Hiszpanii, Ukrainy, Rosji, Azerbejdżanu i Iranu. Jak podają tureckie władze, w działaniach gaśniczych brało udział dziennie nawet ponad 5 tys. osób, które wykorzystywały ponad 1000 wozów strażackich i innego rodzaju specjalistycznego sprzętu, 9 samolotów oraz 66 helikopterów. Dzięki zaangażowaniu i pomocy tak wielu grup z różnych państw, w tym policyjnych lotników i strażaków z Polski, sytuacja powoli stabilizuje się". Niestety, nie wszyscy ratownicy wrócili do domów. "Z wielkim smutkiem przyjęliśmy wiadomość o katastrofie w Turcji rosyjskiego samolotu gaśniczego Be-200, w której zginęło pięciu Rosjan i trzech obywateli Turcji, z którymi współdziałali polscy piloci. Składamy szczere kondolencje rodzinom ofiar" - przekazała Komenda Główna Policji.