Dziecko samowolnie opuściło placówkę we wtorek. "W dniu wczorajszym miało miejsce zdarzenie, które nie miało prawa się zdarzyć" - napisały władze żłobka w poście na Facebooku. Wyjaśniono, że "podczas rozbierania dzieci w szatni po powrocie z dworu, jedno z dzieci opuściło teren żłobka. Stało się to w wyniku zamieszania wynikającego z faktu, iż w tym czasie gdy dzieci były w szatni, jeden z rodziców przyprowadził dziecko, a drugi wychodził z dzieckiem i przez tę krótką chwilę drzwi wejściowe do żłobka, jak i bramka były otwarte". Oddalił się około 300 metrów od żłobka Mały uciekinier oddalił się około 300 metrów od terenu placówki. Niemowlaka znalazła przypadkowa rowerzystka. "Znalazłam dziecko" - alarmowała w poście zamieszczonym na facebookowej grupie mieszkańców. "Maluch przebywał poza placówką około pół godziny" - dodała. Dziecku nic się nie stało. Jak pisze kobieta "podczas rozmowy (opiekunki) sprawiały wrażenie, jakby w ogóle nie wiedziały, że dziecka nie ma". Zaznaczyła też, że pracownicy żłobka nie szukali dziecka poza jego terenem. "Czujemy się za to w pełni odpowiedzialni" Placówka przyznała, że natychmiast po tym jak zorientowano się, że dziecka nie ma, zaczęto go szukać. "Dwie osoby z personelu zaczęły szukać dziecka w pomieszczeniach żłobka, bo nie podejrzewały, że dziecko, które było w szatni mogło wyjść poza palcówkę. Później szukano także dziecka na zewnętrznym placu zabaw". "Czujemy się za to w pełni odpowiedzialni. Jesteśmy zdruzgotani i świadomi, że wina leży po naszej stronie. Wiemy też, że nadszarpnęliśmy zaufanie rodziców i pragniemy zapewnić, że była to dla nas bardzo bolesna lekcja, z której wyciągniemy wnioski i nigdy więcej nie pozwolimy, by którekolwiek z naszych podopiecznych zostało kiedykolwiek narażone na niebezpieczeństwo" - przekazano.