Po marszu, przed Pałacem Prezydenckim zgromadziło się, według szacunków dziennikarzy ok. 1,5 tys. osób. - Wiem, że być może jutro znów ten pochód, a w istocie procesja, zostanie opisana przez ludzi opętanych przez nienawiść i strach, jako faszystowska manifestacja. Wiem, że znów padną ciężkie słowa, które mają jeden wspólny mianownik, jeden cel: odrzucić prawdę, przeciwstawić się prawdzie, zasłonić prawdę, ale my będziemy tu przychodzić, właśnie po to, by prawdy bronić - mówił do zebranych prezes PiS Jarosław Kaczyński. - Są jakieś powody - niech oni sami je wyjaśnią - dla których, tej prawdy o Smoleńsku się boją. Boją się tak strasznie, że cała kampania, cały ten szereg różnych operacji, które w tej chwili skierowane są przeciw nam, w gruncie rzeczy zmierzają do tego samego i jednego celu: przestańcie zajmować się Smoleńskiem, porzućcie tę sprawę, porzućcie ten temat. Nie porzucimy go - dodał. Prezes PiS podkreślał, że Polacy mają prawo do wolności, suwerenności i godności. - Te prawa są dzisiaj deptane przez tych, którzy ukrywają prawdę - powiedział. - Nie może zdarzać się to, co zdarzyło się tutaj choćby dzisiaj. Jeden z obrońców prawdy, stary dzielny działacz podziemia, więzień polityczny, Edward Mizikowski został tutaj przewrócony, pobity i jest zatrzymany. Nie wiemy gdzie jest, będziemy się o to pytać, będziemy się domagać, by został zwolniony, ale takie wydarzenia nie mają prawa mieć miejsca w wolnej Polsce - powiedział Kaczyński. Rzecznik Komendy Stołecznej Policji Maciej Karczyński powiedział, że mężczyzna, o którym mówił prezes PiS został zatrzymany przez funkcjonariuszy BOR i przekazany policji, gdyż wtargnął na teren Pałacu Prezydenckiego. Według policji mężczyzna miał w organizmie 1,6 promila alkoholu. Prezesowi PiS przed Pałacem towarzyszyli m.in. posłowie tego ugrupowania Antoni Macierewicz i Artur Górski oraz były szef CBA Mariusz Kamiński i redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz. Osoby zgromadzone przed Pałacem skandowały: "żądamy prawdy", "Jarosław", odśpiewali także pieśń "Boże coś Polskę". Wcześniej, kilkaset osób wzięło udział we mszy św. w archikatedrze pw. św. Jana Chrzciciela; byli członkowie rodzin ofiar tragedii, w tym Kaczyński. Kościół był pełen wiernych, ludzie zgromadzili się również na ulicy przed świątynią. W homilii jezuita o. Zdzisław Wojciechowski mówił m.in., że w obliczu istniejących w ojczyźnie podziałów przed Kościołem stoi ogromna praca. - Powinniśmy słuchać Słowa Bożego, powinniśmy nieustannie modlić się, żebyśmy potrafili spierać się ze sobą merytorycznie - powiedział. Jak mówił, obecnie "istotą polityki nie jest roztropne szukanie dobra wspólnego, ale swoisty teatr, w którym często odgrywamy nie swoje role, tylko role napisane nam przez kogoś innego". - W takiej sytuacji troska o dobro ojczyzny (...), jest naprawdę trudnym zadaniem dla każdego, kto chce swoją wiarę realizować w sferze politycznej - powiedział o. Wojciechowski. Dodał, że służbę publiczną powinny pełnić osoby "mądre, kompetentne, skuteczne, ale nade wszystko święte, żyjące Jezusem Chrystusem". Na koniec nabożeństwa zgromadzeni odśpiewali "Boże coś Polskę" z frazą "Ojczyznę wolną, racz nam wrócić Panie". Po zakończeniu mszy św. sprzed kościoła wyruszył "marsz pamięci" przed Pałac Prezydencki. Na jego czele szły osoby z transparentem "Żądamy prawdy"; były pochodnie i znicze. Podobne marsze odbyły się w sierpniu, wrześniu i październiku. Przed miesiącem, gdy mijało pół roku od katastrofy, w marszu wzięło udział około trzech tysięcy osób. Przed mszą św., ok. godz. 19 przed Pałacem Prezydenckim zgromadziło się ok. stu zwolenników krzyża i drugie tyle gapiów. Ustawili się przed ogrodzeniem budynku, przy ok. dwumetrowym krzyżu, który przynieśli ze sobą. Wcześniej uniemożliwili policji ustawienie pełnego ogrodzenia z barierek na chodniku przed Pałacem. Doszło do przepychanek, podczas których potłuczono większość ustawionych tam zniczy. Jedną z barierek zgromadzeni wynieśli na jezdnię przy Krakowskim Przedmieściu; policja nie interweniowała. Zgromadzeni trzymali transparenty "Obudź się Polsko, mamy dość", "Jaki prezydent, taki patriotyzm". Skandowali m.in.: "Tu jest Polska, a nie Moskwa" i "Komorowski do Moskwy". W połowie września krzyż, ustawiony 15 kwietnia przed pałacem w czasie żałoby po ofiarach katastrofy smoleńskiej, został przeniesiony do pałacowej kaplicy. W środę krzyż znów przeniesiono - tym razem do kościoła św. Anny, do kaplicy loretańskiej, gdzie jest pomnik katyński. W katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem 10 kwietnia zginęło 96 osób, które udawały się na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Wśród ofiar byli m.in. prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka Maria.