- Nie można wychodzić z partii i dalej tkwić dla pensji i iluzji wpływów w parlamencie - tłumaczył Palikot. Jak wyjaśnił, data 6 grudnia ma związek z tym, że Zbigniew Wojciechowski, który miałby objąć po nim mandat poselski, w listopadowych wyborach samorządowych kandyduje na prezydenta Lublina z konkurencyjnej wobec PO listy, a 6 grudnia będzie już po drugiej turze wyborów samorządowych. Sala Kongresowa była pełna. Ci, dla których zabrakło miejsc, mogli oglądać przebieg kongresu na telebimie ustawionym przed Pałacem Kultury albo dzięki internetowej transmisji na żywo. Te same polityczne dinozaury - Dlaczego tak jest, że partie polityczne, ich liderzy nie potrafią być przywódcami, jak to się zdarzyło na samym początku - w 1989, 1990 i 1991 roku i na chwilę się czasami pojawiało później i bardzo szybko gasło? (...) Dlaczego tak bardzo brakuje odwagi w polskim życiu publicznym do tego, żeby właśnie stanąć na czele, a nie dochodzić do społeczeństwa, kalkulując najlepiej swoje szanse właśnie partyjne? - pytał Palikot. Otóż - podkreślił - jest wiele powodów tego. - Ale one się wszystkie kumulują w tym, jaki mamy system partyjny, jak skonstruowana jest cała nasza scena polityczna - ocenił polityk. W jego opinii, jedną z największych wad i źródeł systemu jest brak kadencyjności. - To ci sami politycy, te same polityczne dinozaury: Waldemar Pawlak, Jarosław Kaczyński i nawet Donald Tusk, to są ludzie od 20 lat obecni w polityce - mówił Palikot. Poseł PO wezwał do tego, by wszystkie funkcje polityczne w partiach trwały nie dłużej niż dwie kadencje. Palikot wezwał do naprawy polityki poprzez m.in. jednomandatowe okręgi wyborcze, likwidację Senatu, ograniczenie liczby posłów do 300 oraz zniesienie immunitetów. - Nie wymagamy od klasy politycznej czegoś, co byłoby rewolucyjne, niezwykłe, niesłychane, niespotykane. Wymagamy bardzo normalnych, obowiązujących w wielu krajach Zachodu stanów rzeczy - podkreślił Palikot. Jak mówił, chciałby zacząć od "naprawy polityki", m.in. poprzez realizację postulatu kadencyjności funkcji politycznych. Chodzi o to, by wszystkie funkcje polityczne, w tym szefa partii, nie trwały dłużej niż dwie kadencje. - Dodaję jeszcze jeden postulat - albo ograniczenie, albo zlikwidowania subwencjonowania partii politycznych. To naprawdę jest gorszące, jeżeli widzimy, że dziesiątki milionów złotych z pieniędzy podatników (...) trafiają na nieczytelne plakaty PSL, czy do kampanii "plastusia" Napieralskiego, czy do nudnych jak zwykle kampanii Platformy Obywatelskiej. Te pieniądze nie powinny trafiać na plakaty, bilbordy i spoty - zaznaczył. Państwo polskie nie istnieje Rozdział państwa od Kościoła: bezpłatna antykoncepcja, wyprowadzenie religii ze szkół, koniec z subwencjonowaniem Kościoła - to postulaty Palikota, o których mówił podczas kongresu. - Od 10 kwietnia - wielkiej tragedii - można odnieść wrażenie, że nie istnieje państwo polskie, że jest okupowane przez Kościół. Jest wiele rzeczy, które trzeba zrobić, by odzyskać państwo polskie - mówił Palikot. Podkreślał, że podczas prac nad ustawami np. o in vitro, często podnoszony jest argument, że mogłyby być sprzeczne z nauką Kościoła. - A przecież tam jest mowa o tym, że można z tej metody skorzystać, ale nie trzeba. Każda ustawa - o in vitro, aborcji, edukacji seksualnej - jak długo nie zmusza do niczego ludzi, nie może być sprzeczna z nauką Kościoła - przekonywał Palikot. Jego zdaniem, jeśli chcemy uczciwie walczyć z aborcją, musimy postawić na antykoncepcję. Opowiedział się także za wycofaniem religii ze szkół. - Środki antykoncepcyjne za darmo, powrót religii do sfery sacrum - nawoływał Palikot. Wezwał również do skończenia z "subwencjonowaniem" Kościoła. - Nie ma już czego oddawać Kościołowi, to co było do oddania, w 97 proc. zostało oddane. Namawiam do jednej łatwej, ale wymagającej odwagi rzeczy - zlikwidowania funduszu kościelnego, z którego wypłacane są kościelne renty i emerytury - mówił Palikot. Obywatel ma być silny Palikot zaproponował wprowadzenie trzech zasad, które ułatwią życie obywatelom. To zastąpienie zaświadczeń oświadczeniami, "zasada milczącej zgody" i jawność urzędowych dokumentów. - To obywatel ma być silny wobec państwa, a nie odwrotnie - przekonywał Palikot. Pierwszy z postulatów Palikota to "oświadczenie zamiast zaświadczeń". Jak mówił polityk, w ubiegłym roku w Polsce wydanych zostało około 100 mln zaświadczeń, m.in. w sprawie niekaralności. - A w każdym z tych przypadków wystarczy napisać: "Ja, Janusz Palikot nie byłem karany". I to wystarcza. Ja nie muszę starać się w sądzie o zaświadczenie o nie byciu karanym. To jest tak banalnie proste. I jeśli kłamię, mówię nieprawdę, to składam fałszywe świadectwo przed organami publicznymi i ponoszę za to karę, także utratę wolności - mówił Palikot. Drugi z postulatów to "zasada milczącej zgody". - Jeśli w terminie 90 dni (...) nie mam decyzji administracyjnej, to mogę działać. Niech się urzędnicy martwią tym, że nie zdążyli, żeby wreszcie przestało tak być, że to my się musimy martwić za nasze państwo - podkreślał poseł PO. Trzecia propozycja Palikota to "jawność dokumentów urzędowych". - Nie ma tajnych dokumentów: przetargi, protokoły z posiedzeń z komisji, wszystko ma być jawne i ja nie muszę udowadniać swojego interesu w sprawie jak idę do urzędu, żeby poprosić o jakiś dokument, np. protokół z posiedzenia komisji przetargowej - mówił polityk. Związki partnerskie i internet Palikot opowiedział się m.in. za rejestracją związków partnerskich, hetero i homoseksualnych oraz za darmowym dostępem do internetu. Postulat związków partnerskich, hetero i homoseksualnych - jak mówił - dotyczy tego, by mieli oni prawa podatkowe i majątkowe, jak związki małżeńskie. - Często są to związki znacznie lepsze, niż te uświęcone związkiem małżeńskim. Nie ma żadnego powodu, by byli tak karani - podkreślił. Palikot opowiedział się również za powszechnym dostępem do internetu. - Internet nie może być barierą, elementem wykluczenia ludzi, których na to nie stać. W związku z tym musi być jako jeden z najważniejszych postulatów nowoczesnej Polski - powszechny dostęp do internetu za darmo - powiedział. Zapomniano o konstytucji Ryszard Kalisz (SLD) przekonywał podczas kongresu, że w Polsce zapomniano o konstytucji. Jak podkreślał, państwo ma być dla obywatela - a nie odwrotnie, a w polityce trzeba mówić prawdę. - Polska dzisiaj znalazła się w bardzo specyficznym miejscu po 21 latach od odzyskania niepodległości - mówił Kalisz w Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki. W jego ocenie, przede wszystkim zapomniano o konstytucji, która stanowi - jak przypomniał poseł Sojuszu - "że Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli". - I kobiet, i mężczyzn, i tych, którzy wierzą, i nie wierzą, i tych, którzy wierzą w tego czy innego Boga, i niepełnosprawnych, i tych, którzy kochają się inaczej - podkreślił poseł Sojuszu. - Nasz kraj, nasze państwo jest tylko po to i aż po to, by gwarantować prawa i wolności obywatelskie. Nic więcej nam państwo nie daje, bo utrzymywane jest z naszych podatków - mówił Kalisz. - Politycy są tylko po to, żeby o tym pamiętali. Żebym ja o tym pamiętał i żeby Janusz o tym pamiętał i tych wszystkich 460 polityków w Sejmie - dodał. Jak przekonywał, nie może być tak, że są "jakieś interesy partyjne, jakieś interesy tego czy innego polityka". - Oni tylko mają służyć obywatelom - ocenił Kalisz. Zauważył, że obecnie na listach wyborczych na dwóch pierwszych miejscach "aparat partyjny ustawia samych siebie, a na trzecim, czwartym, piątym miejscu tych, którzy nie zagrażają". - Później w Sejmie 90 proc. posłów nie wie za czym głosuje i uchwalane są niemądre ustawy - powiedział polityk SLD. Jak mówił, w polityce "trzeba mówić prawdę", a - w jego ocenie - "prawda polega na tym, że klasa polityczna dzisiaj jest sama dla siebie". - Przed dwa, trzy ostatnie lata słyszeliśmy agrarny spór - kto kogo do ziemi - stwierdził poseł SLD. - Jeżeli Polska nie będzie modernizacyjna, jeśli obywatele nie stworzą społeczeństwa obywatelskiego, które będzie poganiało polityków na rzecz modernizacji Polski, nasz kraj będzie na peryferiach, a musimy być czołowym krajem Europy, bo jesteśmy wielkim krajem - przekonywał Kalisz. Don Kichot Kazimierz Kutz określił Palikota jako Don Kichota, rewolucjonistę bez grama demagogii. - Oto ten Don Kichot polskiej polityki - a Don Kichoci zawsze zwyciężają - za własne pieniądze, z własnej przekory, charakteru zaprosił państwa, którzy z własnej woli, za własne pieniądze tu przyjechali. Czegoś takiego jeszcze nie było. Nie uczestniczyłem jeszcze w takim spektaklu, (...); w związku z tym jako stary grzyb chyba trochę młodnieję - mówił Kutz. Palikota określił jako "prototyp czegoś, co może się zacząć". - Uchylił okno i wpuszcza do zatęchłego pokoju trochę świeżego powietrza - powiedział Kutz o Palikocie. Odniósł się w ten sposób do słów szefa rządu Donalda Tuska wypowiedzianych 25 września odnośnie braku decyzji Palikota, czy jest w PO czy poza nią. Premier mówił wówczas, by Palikot nie stał w przeciągu, bo "trochę wieje". - Polskiemu życiu publicznemu bardzo potrzebny jest tlen (...). Wy jesteście tym tlenem - powiedział Kutz do uczestników kongresu.