"Nikt mną nie manipuluje, bo nikt nie dałby rady, nawet moja rodzona matka" - odpowiedziała na zarzuty obozu władzy Wanda Traczyk-Stawska. "Jeśli współpracuję z dwoma panami, którzy akurat są z opozycji, to nie są ważni dla mnie jako członkowie partii. Dla mnie partią, jako dla starego żołnierza, jest cała Polska" - wyjaśniła. Przed budynkiem Sejmu doszło do spotkania Traczyk-Stawskiej z dwiema protestującymi niepełnosprawnymi. 91-letnia kombatantka przekazała dziewczynkom maskotkę - małpkę, która towarzyszy jej od czasów powstania - i pudełko pączków. Traczyk-Stawska otrzymała maskotkę od kolegów i zabrała ją ze sobą do obozu dla jeńców wojennych. "Przynieśli mi ją i powiedzieli, że nie będą ze mną tak jak przez całe powstanie, ale ta małpka będzie ze mną. Ona ma mi przypominać, że jesteśmy razem" - wyjaśniła. Dyrektor Centrum Informacyjnego Sejmu Andrzej Grzegrzółka w reakcji na piątkowe przybicie Traczyk-Stawskiej przed Sejm oświadczył na Twitterze: "Zapraszamy osoby niepełnosprawne i ich rodziców na spotkanie z p. Wandą Traczyk-Stawską do Centrum Medialnego. Postaramy się zorganizować dobre warunki do rozmowy i wymiany poglądów, a także poszukiwań odpowiednich rozwiązań". Również Straż Marszałkowska poinformowała, że Traczyk-Stawska ma zgodę na wejście do sejmowego centrum medialnego, ale uczestniczka powstania nie skorzystała z tej możliwości. "Ja już wszystko powiedziałam, jestem zmęczona. Mam swoją robotę, którą muszę wykonać. Dotyczy ona Cmentarza Powstańców Warszawy" - oznajmiła. Traczyk-Stawska próbowała wejść do Sejmu na spotkanie z protestującymi w ubiegłym tygodniu. Nie została wówczas wpuszczona na teren Sejmu.