Konrad Piasecki: Dostał pan już od Lecha Kaczyńskiego zaproszenie na Wielki Bal Niepodległości? Lech Wałęsa: Nie. Ubolewam, ale nie dostałem. Ale jak pan dostanie, to pan nie odmówi? W końcu taka okazja raz na 90 lat się zdarza? No tak. Z panią Kaczyńską zatańczyć... Już jestem nagrzany. A jak u pana z wyposażeniem w smokingi i fraki? Coś tam się znajdzie ze starych zapasów. Czyli nie trzeba będzie szyć specjalnie na ten bal? Nie. Nie mam pieniędzy. Chyba nie jest tak źle, panie prezydencie. ... na tego typu zabawy. A chciałby się pan bawić w Teatrze Wielkim i Zamku Królewskim z Wojciechem Jaruzelskim? Może w podskokach. Nie. Wie pan, to nie dla mnie pomysł. Żeby Wojciech Jaruzelski był na balu? Nie. Ja mówię w ogóle o balu. Nie mówię o panu generale. Kancelaria Prezydenta mówi: "Wszystkich byłych prezydentów zaprosimy". Aleksander Kwaśniewski - tak, Lech Wałęsa - tak, a Wojciech Jaruzelski - też czy nie? Jak wszyscy to wszyscy. Przecież odegrał jakąś rolę w tym pięćdziesięcioleciu. Ale zanim będzie bal, to generał będzie na ławie oskarżonych. Za dwa dni rusza wielki proces autorów stanu wojennego. Pan czuje satysfakcję z tego powodu? Jako rozliczenie tamtego okresu jest niezbędnie potrzebne, ale nie w koncepcji odgrywania się, ale żeby w przyszłości nikt czegoś takiego nie zrobił. Po drugie, żeby powyjaśniać parę rzeczy - na ile byliśmy wolni, a na ile rejestrowani. Parę tygodni temu był proces Grudnia'70. Pan tam występował jako świadek i pan tam bronił generała Jaruzelskiego. Mówił pan: "Jaruzelski był tylko pionkiem". Na procesie autorów stanu wojennego tego by już pan nie powtórzył? Zaraz, zaraz. To jest trochę inna sytuacja. Ja zawsze staram się mówić prawdę, jaką znam. A prawda wtedy wyglądała tak, jak wyglądała. Generał mógł odmówić, mógł nie być ministrem. To wszystko prawda, natomiast decyzje podejmowali inni. Ja mówiłem w tym kontekście, a nie w obronie. Gdyby pan wystąpił na procesie autorów stanu wojennego, to byłby pan raczej świadkiem obrony czy oskarżenia generała Jaruzelskiego i Kiszczaka? Ja bym mówił, to co zawsze mówiłem, że na miejscu generała dołączyłbym się do mas i z masami próbował wykolegować sowietów. Tylko, że ja nie byłem na miejscu generała i w związku z tym nie miałem pewnych wiadomości. Nie wiem, jakie on miał wiadomości i ja go nie bronię. Stan wojenny to największa zbrodnia, jaka mogła nam się zdarzyć. Masa ludzi wyjechała, przetrącono nam kręgosłup i zakłócono jakąś jedność, która się wtedy wytworzyła. To wszystko do dziś ma swoje skutki. Ale ma pan poczucie, że ława oskarżonych i osądzenie Kiszczaka i Jaruzelskiego wystarczy, czy chciałby pan zobaczyć ich za kratami? Mnie jako polityka urządza to, że zwyciężyłem. Natomiast resztę pozostawiam w demokratycznym państwie strukturom do tego powołanym. Ja się nie mieszam w sądzenie, a politycy powinni się odczepić od tego, bo każda następna grupa będzie oddawać poprzedniej. Nie. Zostawmy to służbom do tego powołanym. Ale to i tak paradoks, że dziś łatwiej panu podać rękę Jaruzelskiemu niż Andrzejowi Gwieździe czy Annie Walentynowicz? Jestem zawsze chętny do opowiadania, tylko jak ktoś opowiada bzdury, zmienia historię; jak był nieudacznikiem przez wszystkie lata, a teraz mu się wydaje, że teraz mu się coś uda; jak mu się nie podoba to zwycięstwo, to po co zajmuje stanowiska; po co idzie do IPN-u; po co jest prezydentem państwa? Korzysta ze zdobyczy, a jednocześnie podważa je. Śmieszni ludzie.