Dziennikarze "Rzeczpospolitej" i Polskiego Radia odnaleźli w Hoover Institution Library & Archives w Stanford kilkaset stron dokumentów komunistycznego aparatu bezpieczeństwa, papiery i notatki osobiste, oraz dokumentację medyczną gen. Czesława Kiszczaka. Wśród dokumentów jest też nieznany dotychczas polskim historykom list Kiszczaka do Lecha Wałęsy. Wynika z niego, że "Kiszczak w 1993 roku planował działania wywarcia wpływu na Lecha Wałęsę". <a href="https://www.rp.pl/Historia/181219769-Lech-Walesa-Kiszczak-nigdy-mnie-nie-szantazowal.html" target="_blank">Były prezydent oświadcza w rozmowie z "Rz"</a>, że nie dostał takiego listu. "Może wysłał na Kancelarię Prezydenta, ale do mnie nie doszedł" - mówi. "Myślę, że list został sfabrykowany już później przez obecnych podrabiaczy" - uważa Wałęsa.Pytany o to, czy rozmawiał z Kiszczakiem o niszczeniu materiałów Departamentu IV, którego funkcjonariusze zajmowali się inwigilacją Kościoła, co wynika z listu, były prezydent odpowiada: "Nie wiedziałem o niszczeniu dokumentów i nigdy bym się na to nie zgodził. Tym bardziej nie zgodziłbym się na niszczenie dokumentów na mnie. Moja obrona była w dokumentacji. Spalona dokumentacja zawierała moją prawdziwą walkę i dokumenty z tej walki". "Nigdy Kiszczak mnie nie szantażował. Ja jestem nie do szantażowania. Gdyby Kiszczak próbował mnie szantażować, to dopingowałby mnie tym do jeszcze większej walki. Z moim charakterem szantaż by się im nie udał" - mówi Wałęsa, pytany o to, czy Kiszczak próbował go szantażować dokumentami na temat jego przeszłości."Nigdy nikomu nie dałem się zaszantażować i nigdy nikomu nie dam się zaszantażować. Wałęsę można zabić, ale nie pokonać! Nie zapominajcie o tym" - podkreśla Wałęsa.Więcej w "Rzeczpospolitej".