- Można powiedzieć, że wtedy i dziś był - podobnie jak sam określa - niezrównoważony, bo zrównoważony człowiek takich bzdur by nie opowiadał (...) Gdyby były oryginały, to by były, do dziś chodzą tylko ksero - powiedział w Gdańsku dziennikarzom Wałęsa, komentując wypowiedź lidera PiS. J. Kaczyński, który był gościem Sygnałów Dnia, powiedział, że na początku lat 90., jako szef Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy został poinformowany "o pewnych szczegółach" i mógł zobaczyć "pewne dokumenty" dotyczące przeszłości Lecha Wałęsy. Dodał, że te dokumenty to doniesienia TW Bolek. - Ja widziałem teksty, które pan Milczanowski przedstawił mi jako oryginalne (...), sprawdzone grafologicznie - mówił szef PiS. B.prezydent był też pytany o komentarz do informacji "Rzeczpospolitej", która napisała, że IPN zwróci się do Wałęsy o wydanie materiałów SB dotyczących m.in. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Chodzi o zbiór Jerzego Frączkowskiego, b. szefa Wydziału Studiów SB w Gdańsku. UOP 5 marca 1993 r. przeprowadził u niego rewizję, odnaleziono zmikrofilmowane akta dotyczące Lecha Wałęsy, Lecha Kaczyńskiego, Jacka Merkla, Bogdana Borusewicza i Bogdana Lisa. - Ja nie zniszczyłem żadnego dokumentu. Natomiast mogą być problemy, bo odpowiedzialny za całą tę sprawę był mój minister Andrzej Zakrzewski, a on jest świętej pamięci (...) Zapraszam - mogą przyjść do mnie do domu, z policją włącznie, nie będę robił rozróby. Nie mam żadnych dokumentów tajnych w domu - powiedział Wałęsa. B. prezydent dodał, że nie liczył przekazywanych mu dokumentów. - Przy odbiorze to ja nie liczyłem, nie sprawdzałem, ile tego sztuk jest - bym liczył 2,5 tysiące dokumentów to śmieszne jest. Ja tego nie liczyłem i podobnie od mnie odchodziło bez liczenia. Natomiast minister Zakrzewski był odpowiedzialny, żeby coś z tym zrobić - zaznaczył. Wałęsa przyznał, że przeczytał już 100 stron książki IPN "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii", autorstwa historyków Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka. Główne tezy książki mówią o tym, że w początkach lat 70. Wałęsa był agentem SB o kryptonimie "Bolek". Akta o tym świadczące, według autorów, Wałęsa zabrał w latach 90. - Muszę powiedzieć, że ten ubek który pisał pod nazwą Bolek, pod tą przykrywką, to te teksty są całkiem, całkiem. Jeśli w dalszym ciągu będzie tak ładnie ten SB-ek opisywał pod kryptonimem Bolek, to ja poproszę, żeby to rzeczywiście mi przypisano, bo mi się to podoba - ironizował b. prezydent. Wałęsa podkreślił, że dokumenty SB zawarte w książce trzeba czytać ze świadomością uwarunkowań tamtego czasu: "Ja jestem przywódcą 70 roku, próbuję bronić robotników, jestem przekonany, że nie wolno pchać do konfrontacji, bo jesteśmy nieprzygotowani, wiem jak przygotować i dalej walczyć, ale nie w tym momencie, więc hamuję poczynania, które prowadzą do wykończenia najlepszych ludzi" - wyjaśnił. - Jak popatrzymy na nazwiska, to nikt nie oberwał, nikt nie został zwolniony, żadnej kary. To te nazwiska były wymieniane, żeby ich ochronić i innych przed niebezpieczną konfrontacją, która skończyłaby się może nawet rozlewem krwi, a sensu nie byłoby, bo nie byliśmy przygotowani na zwycięstwo. Dlatego to nie są złe teksty. Albo ten ubek dawał przesłanie, wciągał nas w mądrzejsza grę, albo my byliśmy tacy dobrzy, mówiąc na podsłuchu całkiem sensowne rzeczy - powiedział Wałęsa. Wałęsa nie zmienia jednak swojej opinii, że książka IPN jest "paszkwilem" wymierzonym w jego osobę. - Ze złośliwym komentarzem. Cenckiewicz, który nie ma pojęcia o tamtych czasach, nie ma pojęcia o strategii i przywództwie tylko bierze suchy dokument i wyrywa go z faktycznej sytuacji, jaka wtedy była - zaznaczył. - Ja powiedziałem, że ja mam ochotę na sprawy i z tego, co widzę, to mogę wygrać o zniesławienie wszystkie sprawy. Natomiast, to jest dużo czasu i pieniędzy i szukam adwokatów, prawników, którzy tym się zajmą. Jeśli znajdę, to będą to prowadzili, ja nie mam ochoty i nie będę osobiście w tym uczestniczył, natomiast chciałbym dać paru ludziom nauczkę - powiedział Wałęsa, zapytany czy złoży, zapowiadane wcześniej, pozwy sądowe przeciwko IPN, prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i prezesowi TVP Andrzejowi Urbańskiemu.