- Nie pasuje mi i tylko tyle mogę powiedzieć o tym spotkaniu - powiedział Lech Wałęsa. Prezydent odmówił odpowiedzi na inne pytania w tej sprawie. Dodał jedynie, że jego decyzja jest nieodwołalna. Według nieoficjalnych informacji PAP, zaproszenie na spotkanie z Barackiem Obamą były prezydent otrzymał w piątek rano. W TVP Info, która jako pierwsza podała informację o tym, że Wałęsa nie będzie uczestniczył w spotkaniu, b. prezydent powiedział: "Trudno mówić dziennikarzom to, co chce się powiedzieć prezydentowi supermocarstwa. Tym razem nie uda mi się powiedzieć, nie będę miał spotkania, nie pasuje mi. (...) Moje programy mam ponapinane do maksimum". Z nieoficjalnych informacji PAP wynika również, że w sprawie sobotniego spotkania do Lecha Wałęsy zadzwonił ambasador USA w Polsce Lee Feinstein namawiając go do zmiany decyzji. Jak podkreślił rozmówca PAP, rozmowa była "długa i rzeczowa". B. prezydent nie zmienił jednak decyzji. Wiadomo, że w sobotę po południu z Gdańska b. prezydent wyjeżdża na wcześniej zaplanowaną wizytę do Włoch. Odnosząc się do wizyty Obamy w Polsce, Lech Wałęsa zaznaczył, że "przyjeżdża prezydent jedynego na świecie supermocarstwa". - I to jest wielka sprawa. Sam przyjazd jest już wielką sprawą, a co do treści, to pożyjemy, zobaczymy. Do tej pory z treścią było naprawdę mizernie, prawie zawsze - podkreślił. W sobotnim spotkaniu z Obamą nie weźmie też udziału prof. Leszek Balcerowicz, który w tym czasie uczestniczy w trzydniowej sesji Grupy Trzydziestu (G30) w Bernie w Szwajcarii. - Profesor otrzymał zaproszenie na spotkanie z prezydentem Obamą, ale nie mógł odwołać udziału w G30. Wyjechał do Szwajcarii w czwartek, a wraca w niedzielę - powiedziała Emilia Legieta z fundacji FOR, której przewodniczącym rady jest Balcerowicz. Dyrektor biura prasowego Kancelarii Prezydenta Joanna Trzaska-Wieczorek powiedziała, że prof. Balcerowicz poinformował wcześniej prezydencką kancelarię o tym, że nie będzie mógł wziąć udziału w sobotnim spotkaniu z prezydentem Obamą, gdyż przebywa w tym czasie za granicą. Jednocześnie - jak podkreśliła Trzaska-Wieczorek - prof. Balcerowicz podziękował za zaproszenie go na tę rozmowę. G30 to międzynarodowa organizacja, którą tworzą wybitni przedstawiciele świata nauki, biznesu oraz sektora publicznego. Należy do niej m.in. prezes Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet, przedstawiciele narodowych banków Szwajcarii, Anglii, Włoch, Izraela, Kanady, Chin i Japonii. Balcerowicz jest jedynym członkiem G30 z krajów Europy Środkowo-Wschodniej. W sobotnim spotkaniu oprócz Baracka Obamy i prezydenta Bronisława Komorowskiego ma wziąć udział kilkunastu liderów opozycji antykomunistycznej, transformacji ustrojowej i organizacji pozarządowych. Zaproszony został na nie m.in. historyczny przywódca Solidarności b. prezydent Lech Wałęsa. W rozmowie z amerykańskim przywódcą mają uczestniczyć też: Tadeusz Mazowiecki, Wiesław Chrzanowski i Janina Ochojska, a także przedstawiciele polskich władz - marszałkowie Sejmu i Senatu Grzegorz Schetyna i Bogdan Borusewicz, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, a także przedstawiciele Kancelarii Prezydenta. Zaproszono też liderów partii politycznych, które mają swoją reprezentację w parlamencie: wiceszefową PO Hannę Gronkiewicz-Waltz, prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, szefa SLD Grzegorza Napieralskiego, prezesa PSL Waldemara Pawlaka i szefową PJN Joannę Kluzik-Rostkowską. Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski (PO) powiedział PAP, że nie rozumie decyzji Wałęsy o nieuczestniczeniu w spotkaniu z Obamą, ale - jak dodał - nie chce jej kwestionować. - Najpierw mieliśmy jakieś dziwaczne dąsania się Jarosława Kaczyńskiego, który raczył wreszcie przyjść, teraz znowu Wałęsa się w pewnym sensie obraża, że skoro sam nie będzie miał spotkania, to nie przyjedzie. To jest małostkowość, ja nie podzielam tych zastrzeżeń - powiedział Niesiołowski. Według niego, Wałęsa powinien przyjść na spotkanie z prezydentem USA, bo - jak podkreślił - zasługi byłego prezydenta są niekwestionowane i niczego by mu nie ubyło, gdyby pojawił się w sobotę w Pałacu Prezydenckim. Zdaniem rzecznika PiS Adama Hofmana, decyzja Wałęsy świadczy o "pewnej małości zachowań", których w polskim życiu politycznym być nie powinno. - To jest sprawa Lecha Wałęsy i ona nie będzie miała wpływu na to, co się w najbliższych dniach w Polsce będzie działo. Świadczy to o samym zainteresowanym, o Lechu Wałęsie. Są momenty takie jak ten, w których interes Polski jest najważniejszy - powiedział Hofman. Według niego, to, że prezydent USA chce dwukrotnie spotkać się z Jarosławem Kaczyńskim (będzie on uczestniczył też w spotkaniu w Katedrze Polowej Wojska Polskiego) "to dla wielu ludzi, którzy obserwują politykę zagraniczną jest proste do odczytania". Hofman dodał, że prezes PiS, pomimo że już wielokrotnie wyrażał swój negatywny stosunek do prezydenta Bronisława Komorowskiego, na sobotnim spotkaniu w Pałacu Prezydenckim się pojawi. Wicepremier Waldemar Pawlak (PSL) zauważył z kolei, że Wałęsa widział już paru prezydentów Stanów Zjednoczonych. - Przypuszczam, że z Barackiem Obamą też może miał już okazję się spotkać, więc nie musi się napinać - zaznaczył. Szef SLD Grzegorz Napieralski niechętnie komentował decyzję Wałęsy. - To decyzja prezydenta Wałęsy. Trudno to komentować - powiedział. Jak podkreślił, on zupełnie zmienił swój sobotni kalendarz ze względu na spotkanie z prezydentem USA. Paweł Poncyljusz (PJN) wyraził ubolewanie z powodu decyzji Wałęsy, gdyż - jak zaznaczył - Lech Wałęsa jest naszym "produktem eksportowym", którym powinniśmy się chwalić na całym świecie. - Pytanie jest zasadnicze, kto nie chciał tego spotkania w "cztery oczy". Jeśli nie chciała strona polska, to niedobrze, a jeśli nie chciała strona amerykańska, to też przykro - powiedział Poncyljusz.