Konrad Piasecki: Uwiódł pana Donald Tusk tą wizją końca kryzysu? Lech Wałęsa: Chciałbym, żeby trafił. A uwierzył mu pan? - Ja patrzę może nawet trochę podobnie jak premier Tusk. Otóż czym bardziej wchodzimy w kooperację i stanowimy jedno państwo Europa, tym rzeczywiście łatwiej w tym porozumieniu zauważać, gdzie są przyczyny kryzysu. Czyli ponieważ w Europie jest trochę lepiej, to i nam będzie trochę lepiej. Nie, nie. Jesteśmy coraz bardziej w układzie europejskim i to powoduje, że jest szansa szybszego wyjścia z kryzysu, bo jak każde państwo sobie się urządzało, to trochę było gorzej. Tyle że w tym naszym polskim układzie dwa tygodnie temu musieliśmy zmieniać budżet, bo się nie dopinał, bo kryzys, a dzisiaj premier ogłasza koniec kryzysu. Trochę dysonans... - Wie pan, jeśli to jest jakiś początek, to efekty będą trochę później. Na razie chodzi tylko o fakt, że coś tu widać, że ta kooperacja jest coraz lepsza w Europie. A nie pachnie to panu trochę takim sposobem na poprawę sondaży, na odbudowę zaufania, na wlanie w Polaków trochę optymizmu? - Optymizm jest potrzebny. Może to nie jest dobra metoda wychodzenia z jakiegoś defetyzmu, ale każda metoda jest dobra, jeśli jest skuteczna. Optymizm na pewno jest potrzebny gospodarce i na pewno jest potrzebny premierowi Tuskowi, tylko pytanie, czy jest to sposób na to, żeby naród znów zaczął go kochać. - Ja nie wiem, czy naród nie kocha. Ja myślę, że politycy wciąż robią mu pod górkę i to powoduje, że te sondaże w tych małych, aktywnych grupach to wykazują. Myślę, że jednak ma poparcie większe, niż to sondaże wykazują. Czyli nie jest tak, że Polacy przestali wierzyć i ufać Tuskowi? - Nie. Ja myślę, że nie widzą kogoś poważnego, kto by lepiej rządził. Pan mówi, że politycy robią mu wbrew - ale politycy wewnątrz partii czy z zewnątrz partii? - Raczej z zewnątrz, ale trochę wewnątrz też, jak zauważyliśmy. Czyli co, warto rozprawić się z Gowinem? Na miejscu Tuska pan by się rozprawił z nim? - Tak nie może być. To jest partia i musi się rozumieć, że czasami trzeba - mimo różnicy pomysłów - iść razem. W związku z tym tu coś musi zaistnieć. Czyli co, osłoniłby pan Gowina, ujął się za nim? - Mnie jest szkoda Gowina. Muszę powiedzieć, że ja lubię Gowina. Jednak to jest partia, a na czele tej partii jest Tusk i on musi ustawiać sprawy tak, żeby wiedział, że on może liczyć na swoich żołnierzy. No, ale partia musi też być czasem rozdyskutowana, czasami musi coś ustalić, czasami trzeba skrytykować... - Dyskusja jest dyskusją, ale tam były głosowania nie takie. Tam głosowania były przeciw... Ale wie pan, że głównie chodzi o to, że Gowin podnosi rękę na Tuska... - No tak, ale tak nie może być. To musi być inaczej rozwiązane. Uważa pan, że Platforma - bo jednak Platforma w sondażach partyjnych z PiS-em przegrywa - odbuduje się jakoś? - Na dzisiaj to te sondaże są zachęcające. Są grożeniem palcem: "Panie premierze, weź pan się do roboty, panie premierze, nie jest tak dobrze". Tylko że nikt inny nie jest w stanie zrobić więcej niż robi Platforma. Tusk nie powinien myśleć o odejściu, o przekazaniu władzy komuś innemu, komuś z Platformy Obywatelskiej? - W żadnym wypadku, dlatego że może być tylko gorzej. On już się na tym poznał, idzie mu całkiem dobrze - dobrze jak na te warunki. W związku z tym nie ma co zmieniać na środku rzeki koni. A koalicję? Albo rozszerzyć ją o Leszka Millera i jego SLD? - Nie, ja muszę powiedzieć, że Millera też szanuję, natomiast nie widzę powodów, żeby już bratać się z SLD.