PAP: W dniach 21-23 października odbędzie się w Warszawie Światowy Szczyt Laureatów Pokojowej Nagrody Nobla. Jakie ma pan oczekiwania wobec tego zjazdu? Lech Wałęsa: - Zawsze, kiedy spotykamy się na corocznym szczycie noblistów, mówimy przede wszystkim o sprawach bieżących: o szansach stojących przed światem, ale i o zagrożeniach. Każdy z nas ma swoje wystąpienie, podczas którego mówi, co uważa za słuszne. Czasami piszemy też rezolucje i pisma do rządów, innym razem tylko do prasy. Bywa, że ogłaszamy oświadczenia pojedynczo, bo inni się nie zgadzają z ich treścią. Teraz będzie podobnie. Jakie będą tematy, czy jeszcze poruszymy na przykład sytuację w Syrii, to jeszcze nie wiadomo. - Ja będę podnosił to, o czym mówię już od ponad 20 lat, że świat jest źle zorganizowany. Dzisiaj, kiedy zostało jedno supermocarstwo, pozostaje problem, czy to ma być policjant globalny. Wydaje się, że nie wywiązuje się ono ze swoich obowiązków. I w związku z tym będę apelował, byśmy wpłynęli na to, by przeorganizować programowo i strukturalnie obecny świat. - Nie może być tak, że Chiny, czy Rosja stosują weto w sprawach ważnych dla wszystkich pozostałych. W dawnym układzie to było logiczne, natomiast dziś jest to niepraktyczne i niedobre. Podpowiadałem wcześniej, że powinniśmy wypunktować niebezpieczeństwa, takie jak antysemityzm, rasizm, czystki etniczne, chemia, broń masowego rażenia i tak zrobić, żeby nikt nie ważył się tego stosować - gdyby mnie posłuchano, nie byłoby dziś Syrii. A czy świat chce dziś słuchać noblistów? - Jeszcze tak, ale świat też słucha tego, co mu akurat pasuje. I teraz będzie podobnie. Niemniej jednak, nobliści jeszcze się liczą w świecie, tak mi się wydaje. Dlatego, że my przecież nie żądamy, a tylko pokazujemy, apelujemy i podpowiadamy. I nic więcej - w tym sensie, jesteśmy dość wygodni. Czy pokojowa Nagroda Nobla ma ciągle swój prestiż? Ostatnie decyzje Komitetu Noblowskiego o przyznaniu Nobla prezydentowi USA Barackowi Obamie i Unii Europejskiej wzbudziły przecież niemało kontrowersji. - Nobel w tamtym układzie, kiedy ja go otrzymałem, to było podziękowanie za przebytą drogę i zachęta do dalszej walki w pokojowy sposób. Później to się trochę pokrzywiło. Czasami jest mi trudno zrozumieć, dlaczego ta nagroda tu lub tam jest przyznawana. Nie chcę jednak podważać autorytetu tej nagrody - jest potrzebna i długo będzie jeszcze potrzebna. Jak pan pamięta ten dzień, kiedy 30 lat temu nadeszła wiadomość o przyznaniu pokojowej Nagrody Nobla? Jakie było znaczenie tej nagrody dla Solidarności? - Miałem prawdopodobnie dostać Nobla rok wcześniej, w 1982 roku, ale władza komunistyczna to utrudniała, robiła mnie agentem, podrzucała spreparowane kwity. Nie miałem wątpliwości, że Nobel należy nam się za klasyczną i piękną walkę. W tamtym czasie Solidarność traciła siłę działania. Okręt Solidarności zatrzymywał się. Masę ludzi wyrzucono za granicę, wielu ludzi się załamało. Nagroda Nobla dmuchnęła wiatr w żagle tego okrętu. Nabraliśmy nowego impetu i siły. Poczuliśmy, że ktoś o nas pamięta, że było warto. Nie da się zmierzyć znaczenia tego Nobla. Bez niego nie wyobrażam sobie końcowego zwycięstwa. To była wielka pomoc, w dobrym momencie, nawet lepiej, że rok później, bo wtedy nawet bardziej jej potrzebowaliśmy. A które postaci historyczne i żyjące są panu bliskie ideowo? - Nie szukam takich, nie chcę. Ja mam swoje pomysły i albo je poprawcie, albo realizujcie. Od lat proponuję na przykład naprawić ekonomię. Jaki system gospodarczy należy wprowadzić? Na pewno nie komunizm, ale też i nie taki kapitalizm jak dzisiaj. To prędzej, czy później musi być zmienione. Pocieszające jest to, że nikt, nawet z protestujących w różnych miejscach, nie podważa własności prywatnej i wolnego rynku, czyli filarów kapitalizmu. A wszystko inne jest rzeczywiście do poprawienia. - Drugi temat to demokracja. Kiedy były interesy i granice, kiedy baliśmy się sąsiadów, to demokracja inaczej się układała. Dzisiejsza demokracja do istniejących już praw musi dopisać obowiązki na różnych poziomach, bo nikt nie będzie jej poważnie traktował. I trzeci element, w którym szukam rozwiązań, to fundamenty, na jakich chcemy budować nową epokę. Można w sposób lewicowy, czyli oprzeć świat na wolnościach. Druga opcja, to uzgodnienie wartości między religiami i niewierzącymi, takie 10 laickich przykazań. Gdyby wszystkie kraje to wprowadziły, to jest szansa na wychowanie człowieka sumienia. Europa i świat będą wtedy miały szansę na lepszą przyszłość. Proponuję to już od ponad 20 lat. A jak będzie wyglądała demokracja za 50 lat? - Każdy polityk będzie miał założonego chipa z pojemną pamięcią. Będzie tam zapisane wszystko, co robi, nawet to, z kim śpi. Przecież nie będziemy chodzić za politykami krok w krok i ich podglądać: "chcesz być politykiem, to masz chipa i wszystko o tobie wiemy". Kiedy przyjdą wybory, to błyskawicznie sprawdzi się tego polityka w komputerze. - Ponadto, demokracja opierać się będzie na trójkątach równobocznych. Pierwszy bok trójkąta i jego podstawa to związki zawodowe i organizacje społeczne; drugi bok to właściciele środków produkcji; a trzeci to administracja i rząd. Podczas spotkań w takim trójkącie, jego uczestnicy wybiorą wspólnie komputer, który na podstawie wprowadzonych danych odpowie na ich wszystkie pytania i zaproponuje ostateczne rozwiązanie i porozumienie. Bez emocji, bez strajków, bez zabierania słabszemu przez silniejszego, bez demagogii i populizmu. Wszystko dokładnie obliczone i do sprawdzenia nawet za 100 lat. Już dziś to jest możliwe, przyspieszmy tylko mądre programy. Rozmawiali: Marianna Lutomska i Robert Pietrzak