Reporter RMF FM Piotr Glinkowski rozmawiał o tych doniesieniach z kilkunastoma górnikami, żaden jednak nie zgodził się na wypowiedź do mikrofonu. Boją się utraty pracy. Część górników stanowczo zaprzecza, że w kopalni są fałszowane stężenia metanu. Inni potwierdzają te informacje. Jak usłyszał reporter RMF FM, część czujników wkładana jest do tzw. lutni, czyli kanałów ze świeżym powietrzem, przez co pokazują niższe stężenie niż rzeczywiste. Co na to Wyższy Urząd Górniczy? Inspektorzy WUG nie stwierdzili żadnego manipulowania czujnikami. W kwietniu do WUG dotarł anonimowy list i jednocześnie informacja z ABW o łamaniu przepisów w tej właśnie kopalni. Jak powiedziała naszemu reporterowi Marcinowi Buczkowi rzecznik Urzędu, 20 kwietnia przeprowadzono kontrolę. Inspektorzy pojechali zarówno do kopalni "Wujek", jak i do dawnej kopalni "Śląsk", połączonej teraz z "Wujkiem". Przesłuchano kilkanaście osób zarówno z dozoru, jak i zwykłych górników. Sprawdzano czujniki - urządzenia były sprawne. Nikt z przesłuchiwanych nie potwierdził też tego, co zawierał anonim i informacja ABW. W piątek zakończyło się pierwsze posiedzenie komisji badającej przyczyny katastrofy. Na razie nie ma jeszcze żadnych wiążących opinii w sprawie jej przyczyn, niewykluczone jednak, że 1050 metrów pod ziemią doszło do niewielkiego wybuchu metanu. Początkowo mówiono tylko o zapaleniu się metanu, jednak obrażenia poszkodowanych górników mogą świadczyć o tym, że mogliśmy mieć do czynienia także z wybuchem. Andrzej Bielecki, główny inżynier kopalni, powiedział reporterowi RMF FM Piotrowi Glinkowskiemu, że jeśli rzeczywiście tak było, można mówić o szczęściu, że liczba ofiar nie jest większa. Wybuch metanu niesie za sobą zazwyczaj wybuch pyłu węglowego i zasięg przy takich zdarzeniach jest większy niż ten, z którym mieliśmy teraz do czynienia - wyjaśnił. Posłuchaj: Kolejne posiedzenie komisji badającej przyczyny katastrofy zaplanowano na sobotę. Wtedy ma pojawić się więcej konkretów.