Ewa Wysocka, Interia: Biblia Audio, 113 godzin słuchowiska? Krzysztof Czeczot: Tak, to największe słuchowisko w Europie. Sprawdziliśmy, nie ma drugiego takiego. A wszystko faktycznie zaczęło się od sprawozdania składanego księgowej? - Dokładnie tak było. Pani księgowa poprosiła mnie o jakieś PIT-y, rachunki, już nie pamiętam... A przy okazji zrobiliśmy obliczenia za poprzednie lata: ile nagraliśmy godzin audio, ile ludzi zatrudniliśmy itd. Doszliśmy do wniosku, że jak by to wszystko zrobić za jednym razem, to byłoby akurat na Biblię Audio. Czyli Biblia chodziła za panem już wcześniej. - O tak, od 2009 roku. Tylko wtedy nie miałem jasnego obrazu, jak to zrobić. Brakowało ludzi, środków a przede wszystkim odwagi. A potem, kiedy robiliśmy to księgowe podsumowanie, pomyślałem, że to jest akurat liczba, jakiej potrzebuję i gdyby chcieć robić nie kilka projektów przez trzy lata, tylko jeden - Biblię - to by dokładnie tyle samo wyszło. Dużo osób pukało się w głowę, kiedy pan powiedział, co chce zrobić? - O ile pamiętam, to nie było pukanie się w głowę tylko raczej 'OK... dobra...", ale wypowiadane z zawieszeniem, odrobiną dystansu. Ja byłem pewny swego bo, mieliśmy doświadczenie. Zrobiliśmy przez te lata naprawdę wiele łącznie z takimi rarytasami jak "Krzyżacy" po chińsku. Jak się zrobi "Krzyżaków" po chińsku, to wiele rzeczy wydaje się dużo prostszych. Zanim zaczęliśmy nagrania, przez cały rok przygotowywałem się do projektu Biblii Audio. W jaki sposób? Czytanie, wyobrażenie sobie całej struktury? - Najpierw, oczywiście, przeczytałem całe Pismo Święte, od deski do deski. Czytając już układałem sobie w głowie jak to powinno wszystko brzmieć. W Biblii są fragmenty trudne do zrealizowania dźwiękiem jak Księga Powtórzonego Prawa, Księga Liczb, gdzie monologi czy to Boga, czy Mojżesza mają po kilka, kilkanaście stron. Ale są też fragmenty, które są niezwykle inspirujące do opowiadania dźwiękiem. Potem była myśl: Tak, jestem gotowy i będę umiał zarazić pomysłem swoich współpracowników, a następnie rozmowy z najbliższym gronem i pamiętam, że towarzyszył im uśmiech, że bierzemy się za trudny, ale nietuzinkowy projekt. I nagraliście Stary i Nowy Testament, z których nie wykreśliliście ani jednego wiersza. - To był warunek naszej współpracy z pallotynami, którzy mają prawa do tekstu Pisma Świętego. Nagrywaliśmy na podstawie V wydania Biblii Tysiąclecia. Nagraliśmy całość od początku do końca poza wskazaniami narratora, kto odpowiada - czyli usunęliśmy tylko "powiedział Bóg", lub "odpowiedział Piotr". A zatem była wizyta u pallotynów... - To chyba było najważniejsze spotkanie. Pojechałem do księży pallotynów do Poznania i żeby ich przekonać, przygotowałem sobie prezentację, o tym co zrobiłem i co zamierzam zrobić... W trakcie tejże prezentacji ks. Krzysztof Oleszczak wydawał mi się zniecierpliwiony, myślałem, że nie podoba mu się pomysł, a po chwili usłyszałem: "Pan strasznie dużo mówi. Ja lubię audiobooki i znam pana pracę. Robimy". I wzięliśmy się do roboty. Czy trudno jest wypromować taki projekt? - Bardzo trudno. Dlatego, że to jest wrażliwy projekt, osadzający się na czymś bardzo intymnym, na religijności. A z drugiej strony Biblia jest utworem dla wszystkich, korzystają z niej nie tylko osoby wierzące. Przecież na jej Księgach powstały prawa, zwyczaje, kultura, jest o nią oparta cała nasza cywilizacja. W związku z tym postanowiliśmy zorganizować to w oderwaniu od religijności, od Kościoła, za zgodą oczywiście. Nie odżegnujemy się od religii, ale jesteśmy dumni, że akcentujemy te świeckie aspekty. Stworzenie projektu nie wykluczającego jest na pewno czymś bardzo ważnym. - Tak, to jest dla mnie największa wartość, że w naszym projekcie bierze udział gros ludzi związanych z religią chrześcijańską, z katolicyzmem Choćby prymas Wojciech Polak... - Ale też jest Żyd, rabin Michael Schudrich, który czyta razem z księdzem prymasem. Są też protestanci, agnostycy, są niewierzący. Pamiętam, że do jednego nagrania przyjechały dwie panie, siedziały razem na kanapie, jedna bardzo wierząca a druga niewierząca, ale twierdząca, że ten projekt jest ważny, że dla każdego jest w nim miejsce i że ona chciałaby wziąć w tym udział. Realizacja Biblii Audio ma więc cechy ekumenizmu... - Tak, ale z ręką na sercu - wiele rzeczy, które udało się zrobić przy tym projekcie, nie były naszym celem. Myśmy chcieli tylko zrobić audio... Chcieliśmy zrobić to, na czym znamy się najlepiej. Nie znamy na ewangelizacji, tylko na dobrej realizacji, na dźwięku, na produkcji słuchowisk, reklam... A cała reszta, jaka się zdarzyła - zdarzyła się i to jest wspaniałe. Choćby niesamowity wymiar człowieczeństwa. Pan Roman Kłosowski, który miał problemy ze wzrokiem i wcielił się w niewidomego Simeona, pan Krzysztof Globisz, który po ciężkiej chorobie wystąpił w słuchowisku... - Do jednego z naszych filmów promocyjnych napisałem zdanie, że w naszej Biblii najważniejsze jest to, co brzmi w człowieku wg mnie - humanizm. To jest punkt wyjścia. Pan Romek, nieżyjący już, to wspaniała historia. Tygodnie zabiegania o niego, rozmawiania, telefonowania.. Powiedziałem: Panie Romanie, najlepsze, co pan może zrobić to pokazać ludziom, że ograniczenia są tylko w naszej głowie. Krzysztof Globisz po udarze, z problemem afazji, zgodził się przeczytać i zrobił to niezwykle pięknie Psalm 61 zaczynający się od słów "słuchaj o Boże mojego wołania". Warto tego wysłuchać w całości. Czy to prawda, że żaden z aktorów, któremu zaproponowano udział, nie odmówił? - Tak, to prawda. Co więcej - wszyscy zgodzili się grać za nasze stawki. Nikt nie negocjował pieniędzy. Wiedzieli, że mamy do zatrudnienia kilkaset osób, że jest to szczególny projekt. Zagrali aktorzy ale też "cywile" - ludzie, którzy przyjechali do was z całej Polski.... - Ponad 150 osób, każda z nich przekraczała swoje ograniczenia: ja się wstydzę, ja się boję, mój głos jest zły... Pamiętam chłopaka, który mieszkał gdzieś daleko w górach. O czwartej rano wsiadł w samochód, dojechał do Wrocławia, potem samolotem do Warszawy, żeby przyjechać do nas na 15 minut i szybko wskoczyć do pociągu powrotnego, bo dziecko czeka na tatę. Wspaniałe, wzruszające. Tak sobie teraz myślę, że przez to, jak to poprowadziliśmy, udało nam się zachęcić ludzi do odwagi. Daliśmy sobie szansę na to, żeby poczuć, że coś jest dla nas ważne. W polskim słuchowisku występują głuchoniemi. Proszę powiedzieć, jak to jest możliwe? - Marta i Adam. Niezwykle wzruszające spotkanie. Towarzyszył mi strach: nie chcę cię skrzywdzić, nie chcę żebyś się czuł wykorzystany, nie chcę żebyś miał poczucie, że chcemy coś zbudować na twoim ograniczeniu. Powiedziałem im to przez tłumaczkę Martę, która wymigała to wszystko Adamowi. To była świetna lekcja otwartości. Usłyszałem od nich, że świetnie się bawili i że to spotkanie na długo zostanie w ich pamięci. I to jest znacznie ważniejsze, niż to, że Adam nie usłyszy co dla nas zrobił. Dotykamy kolejnej, niesamowitej przestrzeni - dźwięków. Przełożenie Biblii na dźwięki jest ogromnym wyzwaniem, a 50 procent tego, co można usłyszeć w nagraniach to dźwięki. - Powiedziałbym, że sto procent, bo przez cały czas coś pod spodem gra, mniej lub bardziej intensywnie, ale gra. My nie robimy słuchowiska, robimy film bez obrazu. I to ma być tak zagrane, tak udźwiękowione, żeby się oglądało w wyobraźni. Żeby każdy z naszych słuchających oglądał swój własny film i czuł się uczestnikiem słuchanych zdarzeń. Żeby odbierał je nie z perspektywy oka zawieszonego nad historią, tylko żeby nasi biblijni bohaterowie otaczali naszych słuchaczy. W trakcie realizacji powiedzieliśmy aktorom, żeby zagrali role, a nie przeczytali Pismo Święte. Żeby nie robili tego na kolanach, żeby się tym tekstem nie modlili. On nie miał spełniać takiej funkcji, on miał być - o ile mogę użyć tego słowa w kontekście Biblii - narzędziem do dalszej pracy duchowej, intelektualnej i naukowej. I to się udało. Pozostańmy przy dźwięku. Czym różni się izraelski wiatr od polskiego? - Duchem. Tylko i wyłącznie i świadomością, że zrobiliśmy wszystko, żeby zrealizować ten projekt możliwie najlepiej. Bo owszem, można było kupić izraelski wiatr albo dialogi po hebrajsku, są przecież biblioteki dźwięku, nie ma problemu.. Ale wy tam pojechaliście... Spędziliście dużo czasu w Izraelu na nagrywaniu dźwięków. - Pomyślmy o tym z perspektywy wrażenia słuchacza. Jeśli słuchamy scenę powiedzmy Dawida i Goliata i słyszymy wiatr - bo tam tylko wieje wiaterek i bohaterowie rozmawiają ze sobą - i do tego mamy świadomość, że ten wiatr jest stamtąd to wszystko jest inne, lepsze. I my, twórcy, mamy też świadomość, że zrobiliśmy wszystko możliwie najlepiej. Ale z drugiej strony - co bardzo ważne - wyjazd miał też funkcję oszczędnościową. Pojechanie i nagranie godzin dźwięków było dla nas tańsze niż kupienie a potem montowanie tych godzin. Oprócz wiatru, co nagrywaliście w Izraelu? - Wszystko, co mogliśmy, a co nie brzmiało współcześnie. Przyrodę, gwary na targach, na uliczkach Jerozolimy, nawet ciszę pod Ścianą Płaczu. Wróćmy do tu i teraz. Co wydarzyło się wczoraj, 9 stycznia? - Weszliśmy na Kickstartera - największą, odnoszącą największe sukcesy ale też na najbardziej wymagającą platformę crowdfundingową na świecie. I weszliście na nią z... - The Audio Bible - projektem amerykańskim, który już tworzymy. Polska Biblia też była finansowana z takiego crowdfundingu. Chcemy stworzyć najnowocześniejsze słuchowisko na świecie, które będzie w dźwięku 3D, w tzw. dźwięku binauralnym. Nagrywamy dialogi na mikrofon, który daje możliwość przestrzennego brzmienia i mamy narzędzia, dzięki którym słyszymy, jak dookoła naszej głowy rozgrywa się Biblia. Wysłuchałam fragmentu Apokalipsy, który jest dostępny w sieci i przyznam, że jestem pod wrażeniem. - Dziękuję bardzo. W sieci jest zaledwie kilka minut, ale my już już skończyliśmy całość. Premiera 31 stycznia. Apokalipsę zrealizowaną w technice dźwięku 3D przesłaliśmy do naszych partnerów, z którymi w Los Angeles realizujemy nasz projekt z prośbą o recenzję. To dla nas ważne, bo Formosa Studios jest potężną marką w Hollywood, która robi wielkie rzeczy. Udźwiękowiła Blade Runnera 2049, Frozen, które teraz oglądamy w kinach. My dla nich nie jesteśmy nawet Dawidem, tylko małym Dawidkiem. A oni nam napisali krotką wiadomość, że nasza realizacja zwaliła ich z nóg. To daje dużo wiary w nasz amerykański sen. Strona techniczna amerykańskiego projektu realizowana jest w Polsce? - W Warszawie. A nagrania robimy w Los Angeles, tam korzystamy z aktorów. Dotarły do nas wieści, że projektem są zainteresowane gwiazdy... - Tak, to prawda. Jak to się ładnie w Stanach mówi A Class Actors. Jesteśmy w trakcie rozmów. Nie mogę zdradzić szczegółów. Dopóki nie podpiszemy kontraktu, nie ma się czym chwalić. Rozmowy są już zaawansowane i mamy pierwsze, mailowe potwierdzenia. Mam nadzieję, że dogramy sprawy techniczne i finansowe, które są dla nas dużym wyzwaniem i że w połowie roku 2020 będziemy mogli zakomunikować jakie osoby wezmą udział w naszej produkcji. Czy to będzie, podobnie jak w Polsce, 480 aktorów? - Nie, na to nas zdecydowanie nie stać. W Polsce chcieliśmy zrobić największe słuchowisko w Europie. W Stanach chcemy zrobić najnowocześniejsze, najlepiej brzmiące. Udało nam się wszystkie role podzielić na pakiety tak, że zatrudnimy około stu pięćdziesięciu aktorów. To i tak jest bardzo duża grupa. Mam nadzieję, że w Stanach udziałem też będą zainteresowani ludzie spoza środowiska aktorskiego. Kiedy możemy się spodziewać wersji amerykańskiej? - Premierę planujemy na 22 grudnia 2020 roku. Była "produkcja" teraz jest realizowana "production" a po niej będzie "la producción", bo planujecie też projekt po hiszpański? - Si, claro... Zgodnie z rozpisanym przez nas planem, chcemy go zrealizować w latach 2022 - 2025. Mam taką nadzieję. Chcemy, aby hiszpańska wersja była największym słuchowiskiem, jakie kiedykolwiek powstało na świecie. Takim, w którym weźmie udział tysiąc aktorów z 21 hiszpańskojęzycznych krajów. Ale najpierw musimy skończyć produkcję amerykańską. A jak skończycie hiszpańską? - To pewnie usiądziemy i będziemy dumni, że zrobiliśmy, coś czego nikt jeszcze na świecie nie zrobił i nikt pewnie po nas tego nie powtórzy. Rozmawiała Ewa Wysocka ***Krzysztof Czeczot - znamy go z dużego i małego ekranu, gdzie wcielił się w ponad 70 ról. Grał m.in. w "Mieście 44", "Listy do M2", "Anatomii Zła" a także w popularnych serialach telewizyjnych: "Ojcu Mateuszu", "Brzyduli", "Prawu Agaty", "Ranczu". W 2009 r. został wyróżniony OFFskarem - Nagrodą Polskiego Kina Niezależnego im. Jana Machulskiego za najlepszego aktora w "Za horyzont". Trzy lata później nominowany do Złotej Kaczki również za najlepszego aktora w filmie "80 milionów". Jest dramaturgiem, autorem "Bajzla" (inscenizacja w Teatrze Ludowym w Krakowie -Nowej Hucie oraz w Teatrze TV (pod tytułem "Bezwład') i "Cyrku 76" (inscenizacja w Teatrze Współczesnym w Szczecinie). Autor teatru radia "Andy", które otrzymało Prix Europa 2013 i libretta operetki "Pięknej Heleny" J. Offenbacha. Jest też producentem. Prowadzi dom producencki Osorno.pl.