Pierwotnie rozpatrzenie tych apelacji było wyznaczone na 16 i 17 grudnia, jak jednak poinformował Krzysztof Michałowski z zespołu prasowego SN, terminy zostały przesunięte na styczeń. Odwołania w tej sprawie wpłynęły do Izby Wojskowej SN we wrześniu, apelację od wyroku pierwszej instancji wobec wszystkich czterech oskarżonych złożyła prokuratura, apelacje złożyli także wszyscy obrońcy. Przewodniczącym składu sędziowskiego rozpatrującego tę sprawę w SN ma być sędzia Wiesław Błuś, zaś "ze względów na rozmiar sprawy" wyznaczono dwóch sędziów sprawozdawców: Mariana Bulińskiego i Jerzego Steckiewicza. Nie doszło do zbrodni wojennej W marcu Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie wymierzył trzem oskarżonym kary w zawieszeniu - od dwóch lat do pół roku więzienia. Wobec czwartego warunkowo umorzył postępowanie, uznając jego winę. Pięcioosobowy skład sędziowski WSO uznał wtedy, że w sprawie "nie ma przekonującego dowodu, że doszło do zbrodni wojennej przez oskarżonych - co nie oznacza, że nie popełnili oni przestępstwa". Sąd przypisał im odpowiedzialność karną za wykonanie rozkazu niezgodnie z jego treścią i z obowiązującymi Polski Kontyngent Wojskowy w Afganistanie zasadami użycia broni (tzw. ROE - od ang. Rules of Engagement). - Pod Nangar Khel pojechał pluton wojskowy, którego dyscyplina pozostawiała wiele do życzenia. Pomocnik dowódcy wydał polecenie niezgodne z rozkazem obowiązującym cały pluton. Dowódca plutonu tego polecenia nie uchylił, a strzelający z moździerza dowódca drużyny to polecenie wykonał. Wszystko wskazuje na to, że w plutonie funkcjonowały nieformalne struktury dowodzenia. W ten sposób stworzyła się niebezpieczna sytuacja - wskazał wówczas sąd. Zdarzenia można było uniknąć WSO przypomniał, że żołnierze w Afganistanie "nie mieli bezwzględnego zakazu użycia broni, mieli jasne zasady, kiedy broni użyć. Gdyby zastosowali się do rozkazu, do tego zdarzenia by nie doszło". W sierpniu 2007 r. w wyniku ostrzału z broni maszynowej i moździerza afgańskiej wioski Nangar Khel na miejscu zginęło sześć osób, trzy zostały ranne. O dokonanie zbrodni wojennej zabójstwa cywili oraz ostrzelania niebronionego obiektu prokuratura wojskowa oskarżyła siedmiu żołnierzy: dowódcę zgrupowania, który miał wydać rozkaz, podporucznika - dowódcę patrolu wysłanego na miejsce oraz pięciu podległych mu żołnierzy: chorążego, plutonowego i trzech szeregowych. To pierwszy w Polsce po II wojnie światowej proces ws. zbrodni wojennej. Sądy już raz badały tę sprawę. W 2011 r. WSO uniewinnił wszystkich siedmiu żołnierzy. Sprawa po raz pierwszy trafiła do Izby Wojskowej SN. W 2012 r. SN prawomocnie uniewinnił najwyższego rangą z podsądnych kpt. Olgierda C. oraz dwóch szeregowych. Do ponownego rozpoznania wróciła natomiast wówczas sprawa czterech członków plutonu, który został wysłany przez kpt. C. pod Nangar Khel: dowódcy plutonu ppor. Łukasza Bywalca, jego zastępcy chor. Andrzeja Osieckiego, plut. Tomasza Borysiewicza oraz szer. Damiana Ligockiego. Nie przyznają się do zarzutów W ponownym procesie pierwszej instancji prokuratura wojskowa żądała kary 8 lat więzienia dla Bywalca, 12 lat - dla Osieckiego, 8 lat - dla Borysiewicza i 5 lat dla Ligockiego. Trzej pierwsi mieliby też zapłacić po ponad 80 tys. zł zadośćuczynienia rodzinom i ofiarom tragedii oraz od tysiąca do 800 zł nawiązki na cel społeczny. - Oskarżeni działali z zamiarem umyślnym; co najmniej godzili się na śmierć cywili - mówił prokurator. Oskarżeni, którzy zgadzają się na podawanie nazwisk, nie przyznają się do zarzutów. W mowach końcowych przed WSO ich obrońcy i oni sami wnieśli o uniewinnienie. Adwokaci uznali tragedię za nieszczęśliwy wypadek, spowodowany wadliwą amunicją. Po wyroku obrońcy mówili, że ważne, iż upadł zarzut zbrodni wojennej. Jednocześnie zaznaczali, że w sytuacji, gdy ich klienci zapewniają o swej niewinności - będą składać apelacje. Zgodnie z prawem, apelacje od wyroków WSO rozpatruje Izba Wojskowa Sądu Najwyższego.