Obrady posłów z sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej poświęcone były m.in. ocenie skutków powiększenia Opola o części czterech ościennych gmin. Uczestniczyli w nich przedstawiciele Opola oraz gmin, które od 1 stycznia utraciły część swoich terenów. Burmistrz Prószkowa, Róża Malik nie widzi szansy przywrócenia granic jej gminy do stanu sprzed 1 stycznia 2017. Jednak zaznaczyła, że przy okazji powiększania Opola ujawnił się szereg braków w prawie, np. dotyczących zasad przekazywania danych wrażliwych mieszkańców gmin, czy zasad odszkodowania za utracone mienie. Malik zakwestionowała także cel powiększenia stolicy regionu. "Po co zrobiono całą operację powiększania Opola, skoro jej największy ideolog dzisiaj głosi, że za kilkanaście lat stolica regionu będzie liczyło 80 tysięcy mieszkańców? Czy demografię poprawi się znowu przesunięciem kresek na mapie?" - pytała posłów pani burmistrz. Marek Leja, wójt gminy Dąbrowa wskazał na opóźnienia w wykorzystaniu terenów inwestycyjnych, które utraciła jego gmina na rzecz Opola. "Z dniem 1 stycznia i przejęciem naszych terenów inwestycyjnych przez Opole, cała dokumentacja straciła ważność. Oczywiście Opole zrobi ją na nowo, ale potrwa to w mojej ocenie, nawet trzy lata. Gdzie więc te zyski dla regionu, skoro zamiast fabryk na tych terenach nadal rośnie rzepak? Nie mówi się o losie gmin, które są pomniejszone. Teraz Opole oferuje pomoc, ale co będzie za trzy lata? Co z rozliczeniami za przekazanie mienia? Brakuje ustawy, która rozwiązywałaby takie problemy kompleksowo" - uważa Leja. Wójt Dobrzenia Wielkiego Henryk Wróbel nie krył obaw o los swojej gminy. "W tej chwili władze miasta zobowiązały się do przekazania nam 30 mln złotych w ciągu czterech lat tytułem rekompensaty utraty wpływów z podatku dochodowego. Nie wiem, co zrobimy za pięć lat mając pomniejszony budżet o około 40 procent" - podkreślił. Według informacji przedstawionych posłom przez przedstawicieli Urzędu Miasta Opole, przychody stolicy regionu z tytułu przyłączenia 12 sołectw z ościennych gmin wzrosły o 52 mln złotych rocznie. Jak przekonywali urzędnicy ratusza, nie jest kwota znacząca w budżecie rzędu miliarda złotych. Zapewniano, że władze stolicy regionu monitorują sytuację sąsiednich gmin i są gotowe wspierać je w uzasadnionych przypadkach w celu umożliwienia funkcjonowania do czasu osiągnięcia przez nie stabilnej sytuacji budżetowej. Wiceprzewodniczący komisji poseł Jacek Protas (PO) uważa, że sytuacja z powiększeniem Opola może powtórzyć się w przyszłości. "Chyba nikt nie ma wątpliwości, że nie chodziło tu o poszerzenie przestrzeni do rozwoju, ale o łakomy kąsek jakim była elektrownia Opole i tereny inwestycyjne. Na to jeszcze nałożyła się polityka. W obronie samorządów musimy dążyć do takich zmian w prawie, aby zabezpieczyć inne gminy przed tego typu zakusami w przyszłości i to niezależnie od opcji, która będzie rządzić" - powiedział Protas. Poseł postulował przygotowanie projektu odpowiedniej ustawy, która rozwiązałaby problemy zgłoszone w Opolu. Za zmianami w prawie opowiedział się były wojewoda opolski, poseł Ryszard Wilczyński (PO). Jego zdaniem decyzje nt. potencjalnych zmian granic samorządu powinien opiniować samorząd wojewódzki, a nie wojewoda, który jest jedynie reprezentantem i wykonawcą woli rządu. Poseł Marek Sowa z Nowoczesnej za dobry przykład powiększania miast podał Rzeszów i Zieloną Górę, gdzie zmiany były wcześniej konsultowane i akceptowane przez wszystkie strony. Natomiast sytuację opolską określił mianem "wrogiego przejęcia" przy jednoczesnym lekceważeniu głosów oddanych w referendum. Poseł Paweł Grabowski (Kukiz'15) widzi jednak pozytywny skutek powiększenia Opola, jakim jest sygnał dla samorządów, żeby przez cały czas wzmacniały swój potencjał; dotyczyć to ma także mniejszych gmin, które zaniedbując rozwój narażają się na ryzyko wchłonięcia przez silniejszego sąsiada. Opole powiększyło się 1 stycznia br. o 12 sołectw z czterech ościennych gmin na mocy rozporządzenia rady ministrów. Decyzja wywołała szereg protestów z udziałem polityków opozycji, mieszkańców tych gmin i przedstawicieli mniejszości narodowych. W referendach organizowanych na terenie podopolskich gmin praktycznie sto procent uczestników opowiedziało się przeciwko przyłączeniu do Opola.