Czas tegorocznych wielkich imprez sportowych - Mistrzostw Europy w piłce nożnej Euro 2012 i letnich igrzysk olimpijskich - jest idealną okazją do prezentacji zapomnianych, a właściwie zepchniętych w niepamięć oblicz sportu. Oblicz w tym wypadku wynaturzonych, zdeformowanych przez zbrodniczą ideologię i związany z nią system zagłady realizowany w latach II wojny światowej przez III Rzeszę. Dziś gracze i zawodnicy poszczególnych dyscyplin biorą udział w zawodach, których stawką jest podium, tytuł, sława, wielkie honorarium. To wystarczająca motywacja, by ustanawiać wciąż nowe rekordy, czy uzyskiwać coraz lepsze wyniki. W realiach obozu koncentracyjnego stawką było... życie, które w każdej chwili można było stracić w razie porażki. W grę wchodziła również sława, ale i ona mogła okazać się zgubna. Faktem jest, iż jakakolwiek forma sportu w realiach obozu koncentracyjnego miała charakter w gruncie rzeczy marginalny. Jednak funkcjonowały jego pewne zalążki i zwyrodniałe formy. Pojedynki pięściarskie szczególną popularnością cieszyły się na terenie obozu Auschwitz, lecz ze sportową rywalizacją nie miały wiele wspólnego. Stanowiły jedynie prymitywną rozrywkę SS-manów, kapo i więźniów funkcyjnych, w której stawką było życie jednego z przeciwników. Przegrana, choć nie w każdym przypadku, oznaczała wyrok i śmierć w komorze gazowej. Miało to "motywować" zawodników do zaciętej walki i jednocześnie przyczyniało się do brutalizacji i tak już niezwykle agresywnej dyscypliny. Niewątpliwie najbardziej znanym na świecie pięściarzem z Auschwitz był Salamo Arouch, Żyd z Salonik, członek greckiej reprezentacji olimpijskiej, zawodnik drużyny pięściarskiej greckiej armii i mistrz Bałkanów w wadze półśredniej z roku 1941. Kiedy dwa lata później trafił do obozu śmierci, walczył o życie tocząc, ku uciesze SS-manów, pojedynki z innymi więźniami - jak on profesjonalnymi, utytułowanymi zawodnikami z innych krajów. Mimo stawania w szranki z silniejszymi i cięższymi przeciwnikami, stoczył ponad 200 zwycięskich walk, dzięki czemu udało mu się przeżyć piekło obozu. W 1989 roku na podstawie jego wojennych wspomnień powstał film "Triumf ducha", w którym główną rolę zagrał Willem Dafoe. Przejmujący dramat zyskał uznanie krytyków oraz odniósł sukces kasowy przyczyniając się nie tylko do spopularyzowania historii greckiego pięściarza na całym świecie, ale również ponownie zwrócił uwagę opinii publicznej na jeden z najbardziej ponurych epizodów w historii ludzkości. Warto przy tej okazji wspomnieć, że jedna z legend Złotej Ery Amerykańskiego Boksu końca lat 40. XX w. - Herszel "Harry" Haft, również przeszedł przez piekło Auschwitz. Ten urodzony w Bełchatowie Żyd - prawdziwe nazwisko to Mojżesz Friedler - zmuszony był toczyć w obozie, podobnie jak Salamo Arouch, pojedynki na śmierć i życie. Udało mu się wygrać aż 75 walk. Antoni Czortek, srebrny medalista Europy w boksie z 1939 roku, również walczył w Auschwitz ze współwięźniami, ale zasłynął głównie zwycięskim pojedynkiem z SS-manem, którego udało mu się, jako jedynemu z obozowych pięściarzy, znokautować. Mimo oczywistego ryzyka wynikającego z takiej sytuacji, uniknął represji. Po ewakuacji w styczniu 1945 roku trafił do KL Mauthausen-Gusen, gdzie również brał udział w walkach bokserskich, na tyle jednak skutecznie, że udało mu się doczekać bezpiecznie do wyzwolenia. Do legendy przeszły także dokonania Tadeusza "Teddy" Pietrzykowskiego, przedwojennego wicemistrza Polski i mistrza Warszawy wagi koguciej, który do Auschwitz trafił jako jeden z pierwszych więźniów (nr 77) w czerwcu 1940 roku. Pojedynki pięściarskie zaczął toczyć już od marca 1941 roku zyskując sławę swymi zwycięstwami, nie tylko wśród więźniów, ale i załogi obozu. W 1943 roku został ściągnięty do KL Neuengamme przez komendanta tamtejszego obozu, byłego zresztą sędziego na międzynarodowych zawodach, w których brał udział przed wojną. Do oswobodzenia stoczył tam wiele pojedynków, pokonując m.in. Schallyego Hettenbacha - amerykańskiego wicemistrza świata boksu zawodowego w wadze półciężkiej. Podobnie jak w przypadku Salamo Aroucha i jego kariera stała się inspiracją - najpierw noweli "Bokser i śmierć" autorstwa Józefa Hena, a następnie nakręconej w 1962 roku jej filmowej adaptacji czechosłowackiego reżysera Petera Solana. Niestety, dzisiaj o takim fakcie niewiele osób pamięta... W źródłach, ze zrozumiałych względów, na próżno szukać szczegółowych informacji na temat walk bokserskich toczonych w innych obozach koncentracyjnych. Motyw ten owszem pojawia się, lecz jako jeden z wielu zapamiętanych przez byłych więźniów epizodów. Nie inaczej jest w przypadku KL Gross-Rosen. Wiele więcej danych zachowało się na temat rozgrywek piłkarskich niż boksu, niemniej jednak, z tych szczątkowych informacji zda się również, choć w nieco skromniejszej formie, prześledzić zjawisko walk pięściarskich. Korzystając ponownie z okazji zorganizowanej przez Muzeum Gross-Rosen wystawy "Herosi w pasiakach", mamy wyjątkową okazję przybliżenia tego jakże wypaczonego z idei sportowej rywalizacji procederu. Jednocześnie jest to okazja, aby zaprezentować nieznanych do tej pory bohaterów zmuszonych do walki o życie podczas bokserskich pojedynków. Ich organizatorami w Gross-Rosen, podobnie jak późniejszych rozgrywek futbolowych, byli więźniowie funkcyjni. Działali oni przy całkowitej akceptacji kierownictwa i załogi obozu. Nie przyświecały im z pewnością idee rywalizacji sportowej, jedynie prymitywna żądza urozmaicenia sobie wolnego czasu, wyładowanie agresji oraz możliwość postawienia zakładów na zwycięzcę, w często jakże nierównych pojedynkach. Z czasem, wraz z napływem więźniów innych narodowości, wybierani byli z przybywających transportów krzepcy, lub na takich wyglądający osobnicy, których zmuszano do walki na pięści. Tak improwizowane pojedynki przybierały często niespodziewany obrót. Wycieńczeni i osłabieni pobytem w lagrze Polacy, potrafili, dzięki wcześniejszemu doświadczeniu, znokautować o wiele silniejszych przeciwników. Z pewnością nie bez przyjemności, gdyż widząc jak "funkcyjni" i "kapo" traktują więźniów, znajdowali dodatkową motywację, choć w tak iluzorycznej zemście.