Gdyby porozumienie weszło w życie, jego zapisy byłyby drastyczniejsze niż kontrowersyjnego ACTA. Projekt "Porozumienia o współpracy i wzajemnej pomocy w sprawie ochrony praw własności intelektualnej w środowisku cyfrowym" powstawał w ramach Zespołu ds. przeciwdziałania naruszeniom prawa autorskiego i praw pokrewnych przy Prezesie Rady Ministrów. Dokument mówił o tym, że dostawcy internetu mieliby przekazywać organizacjom zarządzającym prawami autorskimi dane internautów, którzy - ich zdaniem - naruszyli prawa autorskie, np. ściągając muzykę. Nie byłby do tego potrzebny wyrok sądu. Projekt zakładał także, że organizacje zarządzania zbiorowego mogłyby zbierać dane o tym, co internauci robią w sieci, w zasadzie bez ograniczeń. Jak podaje tvn24.pl, do udziału w pracach nad projektem nie zaproszono GIODO. Wojciech Wiewiórowski dowiedział się o nich przez przypadek i to dopiero po jego interwencji wstrzymano prace nad porozumieniem. Było to pod koniec 2011 roku. - Dokument godzi w prawa i wolności człowieka - uzasadnił swój sprzeciw w rozmowie z tvn24.pl Wiewiórowski. Także mec. Robert Małecki, ekspert od prawa autorskiego, poproszony o komentarz do zapisów porozumienia, stwierdził, że "tekst dokumentu jest kompromitujący. Bez podstawy prawnej doszło do sformułowania rozwiązań, polegających na bezpośrednim przekazywaniu danych użytkowników internetu między prywatnymi podmiotami bez nakazu sądu".