Kryzys węglowy w Polsce staje się faktem. Nie ukrywają tego najważniejsi politycy obozu rządzącego, którzy nie potrafią powiedzieć, czy zimą węgiel będzie dostępny, a jeśli tak, to w jakiej cenie będzie można go kupić. Pisaliśmy już w Interii, że chaos węglowy dotyczy nie tylko zagubionych odbiorców indywidualnych, którzy powoli ustawiają się w kolejkach do składów węgla, ale również samych właścicieli tych składów. Rząd zaproponował najpierw wsparcie w wysokości 996 zł do tony węgla (maksymalnie można było kupić trzy tony - red.), ale, mimo podpisu prezydenta, później się z niego wycofał. Kolejny pomysł to dodatkowe wsparcie w wysokości 3 tys. zł do gospodarstwa, w którym wykorzystuje się węgiel. Tu również pojawiają się wątpliwości. W składach mogą bowiem pojawić się spekulanci, którzy podniosą ceny. Ustawa nie określa też, na co trzeba wydać te pieniądze. Pomija jednocześnie tych, którzy ogrzewają swoje domy np. gazem, pelletem czy ekogroszkiem. Dodatek węglowy przyznawany jest jednorazowo. Koszt całej operacji wyniesie 11,5 mld zł. Węgla po prostu nie ma Problem w tym, że dodatek się pojawił, ale węgla dziś po prostu nie ma. Mimo że w czerwcu rząd zapewniał, że zimą go nie zabraknie. Dopiero niedawno narracja się zmieniła, o czym mówił w sobotę w Turowie premier Morawiecki. - Dziś największym problemem jest to, że w ogóle nie ma węgla, ekogroszku w wystarczającej ilości. Bo węgiel do pieców ściągaliśmy przez ostatnie lata z Rosji. (...) Spółki skarbu państwa zostały poproszone o to, by zamawiały ten węgiel z Kolumbii, Indonezji, na całym świecie. Żeby statki z węglem płynęły do Polski - powiedział premier. Składy węglowe najczęściej świecą dziś pustkami, a jak pisał "Dziennik Gazeta Prawna", pisemne ostrzeżenie dotyczące sytuacji na rynku węgla premier otrzymał 24 lutego od Anny Moskwy. Chwilę później podobną informację przedstawił wicepremier Jacek Sasin. "To wtedy pojawił się pomysł, by państwowe spółki zajęły się importem węgla z zagranicy. Ale polecenie takie Mateusz Morawiecki wydał kilka miesięcy później - 13 lipca" - czytamy w "DGP". Pod koniec ubiegłego tygodnia państwowe spółki zostały zobowiązane do zakupu 4,5 mln ton węgla na rynkach światowych. Kłopot wynika oczywiście z tego, że do tej pory importowaliśmy 8-10 mln ton rosyjskiego węgla. Teraz tę wyrwę trzeba uzupełnić, a w grę wchodzą różne kierunki dostaw. Sęk w tym, że niemal wszystkie oznaczają dostawy drogą morską. Zakupy węgla na rynku, czyli logistyczna gimnastyka - Z zakupem węgla na rynku nie będzie problemów, natomiast z przywiezieniem go, całą logistyką, rozładunkiem w portach - już tak. Dotąd byliśmy nastawieni na import drogą lądową i posiadamy całą infrastrukturę sprawną w tej materii. Jeśli chodzi o porty, są wątpliwości, czy ten przeładunek będzie mógł się odbywać dostatecznie szybko - mówił Interii były minister gospodarki Janusz Steinhoff. Na początku tygodnia specjalne zadanie dostał minister infrastruktury Andrzej Adamczyk, który ma być odpowiedzialny za sprawne przetransportowanie w głąb kraju węgla, który trafi do polskich portów. A to kluczowa operacja. - Mamy wąskie gardło w portach, gdzie dobijamy do brzegu możliwości przeładunkowych. Zastanawiam się, czy poradzi sobie z tym minister Andrzej Adamczyk. Uważam, że w krytycznej sytuacji może trzeba będzie do tego zaprzęgnąć wojsko, żeby woziło węgiel po kraju. To nie jest sytuacja do wykluczenia, bo problem jest poważny i będzie narastał w miarę zbliżania się sezonu grzewczego - mówi nam Jakub Wiech, dziennikarz gospodarczy z Defence24.pl. Wojsko pomoże w dystrybucji węgla? - Wojsko jest ostatecznością. Można wdrożyć dodatkowe składy PKP Cargo, można zmienić priorytetyzowanie pociągów towarowych, by jeździły szybciej. Segment logistyki i dystrybucji jest dziś naszym największym problemem - dodaje Wiech. Zapytaliśmy w Ministerstwie Obrony Narodowej, czy taki pomysł w ogóle jest na stole. Czy wojsko pomoże w dystrybucji węgla z portów po kraju? - Jeżeli będzie taka konieczność czy wniosek w ramach zarządzania kryzysowego - zastrzega Wojciech Skurkiewicz, wiceszef MON. Tymczasem były wicepremier i minister gospodarki Janusz Steinhoff w rozmowie z Interią przekonuje, że wojsko jest przede wszystkim od tego, by skupić się na obronności. - W przypadkach szczególnych kataklizmów oczywiście takie operacje się wykonuje. Podkreślam jednak, że nie tyle czynnik ludzki, co sprzętowy ma największe znaczenie, czyli przepustowość naszych portów - zwraca uwagę. Najpierw jednak brakujący węgiel trzeba sprowadzić do kraju. Premier Morawiecki dał na to czas państwowym spółkom do 31 października. Łukasz Szpyrka