Wczoraj radio TOK FM poinformowało, że podczas drugiego lądowania za sterami CASY mógł siedzieć jeden z pasażerów. - CASĘ na murawie lotniska próbował posadzić pilot, który nie należał do załogi, czyli jeden z oficerów będących pasażerami tego lotu. Ktoś mógł powiedzieć pilotowi: Nie umiesz? Do widzenia - powiedziała reporterom radia osoba zaangażowana w sprawę, która nie chciała ujawniać swojej tożsamości. Do tej pory opinia publiczna poznała tylko cztery strony z raportu komisji na temat przyczyn katastrofy, w której zginęło 20 lotników. Wnioski płynące z raportu biegłych są następujące: "Pilot samolotu CASA i obsługa lotniska złamali procedury". Ustalono, że na katastrofę wpływ miał m.in. niewłaściwy dobór załogi i jej niewłaściwa współpraca w kabinie, niekorzystne warunki atmosferyczne na lotnisku, brak obserwacji wskazań radiowysokościomierza podczas podejść do lądowania i błędna interpretacja wskazań wysokościomierzy. Według komisji, na katastrofę wpływ miało wyłączenie sygnalizacji dźwiękowej urządzenia EGPWS pozbawiające załogę informacji o niebezpiecznym zbliżaniu się do ziemi, nadmiernym przechyleniu samolotu i o przejściu przez poszczególne progi wysokości podczas zniżania w czasie obu podejść do lądowania. Raport nie jest jednak wiążący dla prokuratury prowadzącej śledztwo w tej sprawie.