W imię moralności publicznej i wolności samorządów
Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu uznał, że prezydent Warszawy nie miał prawa zakazywać homoseksualnej Parady Równości z 2005 roku - teraz dowiadujemy się, że rząd RP odwoła się od tego wyroku.
Taką decyzję ogłoszono niemal na kilka godzin przed upłynięciem terminu odwołania, po publicznej interwencji Marka Jurka, przewodniczącego Prawicy Rzeczypospolitej.
O co tu chodzi? Przede wszystkim o to, czy władza publiczna może zakazywać niektórych demonstracji. Władze samorządowe - najpierw Warszawy, a potem Poznania - nie udzieliły zgody na uliczne pochody, odbywające się pod hasłami równości "orientacji homoseksualnych", czyli faktycznie na rzecz promocji homoseksualizmu jako publicznie akceptowanego stylu życia.
Organizatorzy pochodów ogłosili, że decyzje prezydentów Warszawy i Poznania to zamach na podstawowe wolności obywatelskie. Tę samą opinię wyrażali znani politycy lewicy. Także były rzecznik praw obywatelskich prof. Andrzej Zoll argumentował, że wolność zgromadzeń jest podstawowym prawem konstytucyjnym, które ograniczać można jedynie w przewidywaniu zagrożenia dla życia, zdrowia lub mienia.
Jednak zarówno Konstytucja RP (art. 31, p. 3), jak i Prawo o zgromadzeniach (art. 2) mówią coś innego. Do tych nadrzędnych dóbr, z powodu których wolności obywatelskie (w tym wolność zgromadzeń) mogą być w sposób uprawniony ograniczane, zaliczają również ochronę moralności publicznej. To samo mówi Europejska Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności (art. 11), w której ochrona moralności jest traktowana jako granica korzystania z uprawnień indywidualnych. Co więcej, ten ostatni dokument zaznacza dodatkowo, że uznanie prawa do swobodnego, pokojowego zgromadzania się "nie stanowi przeszkody w nakładaniu zgodnych z prawem ograniczeń korzystania z tych praw" m.in. przez członków administracji państwowej. Ochrona moralności publicznej jest w prawie polskim i europejskim normą, która wyznacza pole używania wolności obywatelskich. Staje się tym samym jednym z naczelnych praw obywatelskich.
Jednym z naczelnych praw zwykłych ludzi jest więc prawo do spokojnego życia. To właśnie tego podstawowego ludzkiego prawa broniły zakazy wydane przez władze samorządowe. Niezależnie od niekiedy niedoskonałych uzasadnień tych decyzji, w swej istocie były one zgodne z prawem. Gdy władza wypełnia obowiązek oceny, czy manifestowane przesłania i hasła nie naruszają dobrych obyczajów i nie psują normy moralności publicznej - nie realizuje swych nadmiernych apetytów na kontrolę życia obywateli, lecz stoi na straży porządku publicznego.
Organizatorzy "marszów równości" deklarują, że są one instrumentem w walce z dyskryminacją. Można jednak przypuszczać, że za dyskryminację uważają oni nie to, co łączy z tym pojęciem zdrowy rozsądek - lecz wszelki brak przywilejów, do których posiadania aspirują grupy zorganizowanego homoseksualizmu. W tej skrzywionej optyce "dyskryminacją" jest niezgoda na prawną legalizację związków homoseksualnych albo zastrzeżenia wobec wykonywania przez osoby homoseksualne zawodów wychowawcy czy nauczyciela, czyli tych, które są związane z autorytetem kształtowania osobowości młodych ludzi. Wystarczy przejrzeć programy i wypowiedzi osób firmujących "marsze równości", by przekonać się, że tak właśnie jest. Dlatego marsze "przeciw dyskryminacji" mogą w praktyce pójść o wiele dalej, niż sobie dziś wyobrażają niektórzy ich obrońcy.